01 stycznia 2013

Święta, święta i nowy rok

Wróciło pyskate marnotrawne z wywczasu u ojca.

Rozumy zjadało zdaje się przez całą, kilkugodzinną podróż, prawdopodobnie nawet w obie strony, bo ton podpompowało, naprostowało sylwetkę i repertuar poszerzyło o pełne dezaprobaty względnie aprobaty, zależnie od kontekstu cmoknięcia i dzióbki. Na pytania maści wszelkiej najpierw robiło wdech, odpowiadało powoli i z przekąsem usiłując nie przyspieszyć emfazy i nie zejść przedwcześnie, bo się powietrze w połowie wywodu kończyło, po czym dyskretnie charczało w dramatycznej serii wdechów i wydechów. Na szczęście przypadłość przeszła samoistnie. W międzyczasie jednakże zaliczyłam klepanie po plecach z wyższością i informację, że ojciec się sprawił, zatem nie muszę go rugać. Następnie, gdzieś w tle dowiedziano się w ramach spoilerowania perfidnego filmu „Hobbit”, że:
- Wyłonił się z mroku ziejąc ogniem. Wiesz - był mrok, ogień, wyłonienie się oraz zianie. Proste (teatralne przewrócenie terroryścinymi oczami i moja brew biegnąca na spotkanie rudej grzywki).
W trakcie referendum wewnętrznego w sprawie repertuaru dziecię poparte w swoim wyborze jedynie przez babcię, dobitnie oznajmiło stojącej okoniem ciotce, iż:
- Twoja matka ma prawo do spełnienia jej życzenia.
A ścisłe oklejenie kocimi spaślakami doceniłam w momencie, kiedy potomek szepnął:
- Mogę powiedzieć coś bardzo, ale to szalenie brzydkiego? Tak? "Kurwa mać!" powiedział Maksiu w "Seksmisji" i to był niezwykle śmieszny moment. Świetny ten film jest. Kocham go.
Każdy wie, że kota się z kolan nie zwala, żeby wstać, a już trzech to absolutnie, zatem mogłam "spokojnie" oklapnąć pod futrami kiwając tylko głową. Tym razem drzeć dzioba z reprymendą nie darłam. Poddałam się posylwestrowo.
Tym bardziej, że dzień się jeszcze nie skończył, a w planach było zawodowe poinformowanie mnie, że stara jestem. W Nowy Rok. Bezczelność.
Jako, że mam jeszcze ok. 1,5 godziny, idę po herbatę, książkę i uzdrawiam najbliższe 12 miesięcy. Prostować młodzieńczy umysł będę jutro. Kolejny rok.