- "A ty cycki będziesz sobie, Cyganie,
przyprawiał?", ahehahahemhyhyniachniachchrum - Zacharczał plując ze
śmiechu Synu w ramach świętowania powrotu oglądający swój ukochany film.
31 stycznia 2016
21 stycznia 2016
Gwiezdne Wojny - seria filmów kategorii science fantasy
Karnawał czas zacząć...
Bal był, upiorna zabawa w żonglowanie dziecięcą
kreatywnością i rodzicielskim talentem logistyczno-organizacyjnym. Rzeź
cierpliwości i zdolności manualnych. W każdym razie Terrorysta zapragnął.
Zaprzężono cały skład osobowy, wytężono i przeorano bruzdy w zwojach. Powstało.
Ileż ja razy przeklęłam w drobiazgi ten okres w życiu nieletnich, wiedzą nieliczni. Przeklęłam wielokrotnie.
Ileż ja razy przeklęłam w drobiazgi ten okres w życiu nieletnich, wiedzą nieliczni. Przeklęłam wielokrotnie.
A po karnawałowej masakrze:
- Odpruwamy cały ten chłam. Pora odzyskać kalesony i koszulkę.
- Ale... Oszalałaś?! Tyle dni to przyszywałaś i teraz mamy to ot tak zmarnować?
Powiedział ten, który usiłował godzinę później przeforsować pomysł spania w noszonym 9 godzin stroju. Nie przeforsował, ale i nie sprułam...
- Fantastyczna zabawa, wszyscy mi zazdrościli. Byłem
maskotką balu. I powiem Ci, że raz mnie Pani zdenerwowała. Mówi, że hełm mam
zostawić w sali, a ja jej na to: "Dziadek kleił ten hełm dwa tygodnie i
jeden dzień, a teraz Pani każe mi zmarnować ten trud? Nie zgadzam się!". I
się nie zgodziłem.
Witaj dywaniku u dyrektora. Dobrze, że są tam kryptokryminaliści w tej szkole, bo inaczej na bank by go już wywalili, a tak tło ma wychowawczo wybitniejsze i nie starcza im sił na udupianie dyskutantów.
- Brawo my! Cała rodzina się postarała. Ty, bo strój;
Dziadek, bo hełm; a ja, ja bo Was pilnowałem.
Aż dziw, że nie pęka z nadęcia...
19 stycznia 2016
Mężczyznę można "wykastrować" jednym zdaniem (...) - W. Allen
Wałach –
wykastrowany koń lub inny przedstawiciel koniowatych (np. muł lub osioł), który
w ten sposób przestaje być ogierem.
Przed gabinetem lekarskim, w oczekiwaniu na nieznane,
czyli badania z ramienia PAN, małoletni ateista złożył nabożnie rączki szepcząc
dramatycznie:
- Tylko nie kastracja, błagam, tylko nie kastracja...
- Tylko nie kastracja, błagam, tylko nie kastracja...
#testosterenlevelmaster
#utratajajcufnawysokimmiejsculistyzagrożeń
#utratajajcufnawysokimmiejsculistyzagrożeń
18 stycznia 2016
Człowiek upada i się podnosi. Jedni nazywają to gimnastyką, inni sensem życia-S.Kuligowski
Była raz sobie leniwa piosenka, której nikomu śpiewać
się nie chciało. Nie miała rytmu ani melodyjki, A tekstu w niej było dużo za
mało: Chodziła piosenka po polach po lesie, Właziła nawet na drzewa, Szukała
kogoś, kogoś kto ją zechce I chociaż raz ją zaśpiewa.
Rozwrzeszczeli się barbarzyńcy o porze, jak na nich
niezwykłej, co znamionowało albo wielkie nieszczęście, albo....
- Mamoo - zaterkotał mi synu w słuchawce - Bo ja taką sprawę mam. No nie uwierzysz, ale mam poprowadzić lekcję gimnastyki. Pani mnie wybrała na trenera! Dobra, a teraz Ty mówisz, że...
- Dumna jestem. Fantastycznie, Mycho, fantastycznie wprost.
- No! Do popołudnia. Buziaczki - szczeknęło mi zerwane połączenie.
- Ćwiczenia muszę opracować, jak to trener - umościł się na podłodze z kartką i ołówkiem sapiąc.
- Jesteśmy chyba jedynymi ludźmi robiącymi zakupy.
- Gwarantuję Ci, że nie jedynymi. To powszechne zjawisko.
- Ale by było autko mieć... Takie wiesz, nieduże. Do sklepu byśmy jeździli...
- ...Wiecznie nie mogąc znaleźć miejsca... - wtrąciłam zgryźliwie.
- Do szkoły byś mnie woziła... - leci w rozmarzeniu.
- Dziecko drogie, do szkoły masz rzut kamieniem, jeszcze czego.
- ... To byłby absolutnie genialny pomysł.... Eee, ale jak blisko? Jakie blisko do szkoły? Chodzić muszę!
- Teleport wymyśl. Przynajmniej tyle ruchu zażyjesz. Jak na Ciebie to i tak średnia miesięczna.
- Sam muszę... - "zachlipał".
- Leniwiec.
- Obraziłem się.
A teraz stęka nad piłką przećwiczając opracowane ćwiczenia. Bosze, błogosław Panią od gimnastyki korekcyjnej.
- Mamoo - zaterkotał mi synu w słuchawce - Bo ja taką sprawę mam. No nie uwierzysz, ale mam poprowadzić lekcję gimnastyki. Pani mnie wybrała na trenera! Dobra, a teraz Ty mówisz, że...
- Dumna jestem. Fantastycznie, Mycho, fantastycznie wprost.
- No! Do popołudnia. Buziaczki - szczeknęło mi zerwane połączenie.
- Ćwiczenia muszę opracować, jak to trener - umościł się na podłodze z kartką i ołówkiem sapiąc.
- Jesteśmy chyba jedynymi ludźmi robiącymi zakupy.
- Gwarantuję Ci, że nie jedynymi. To powszechne zjawisko.
- Ale by było autko mieć... Takie wiesz, nieduże. Do sklepu byśmy jeździli...
- ...Wiecznie nie mogąc znaleźć miejsca... - wtrąciłam zgryźliwie.
- Do szkoły byś mnie woziła... - leci w rozmarzeniu.
- Dziecko drogie, do szkoły masz rzut kamieniem, jeszcze czego.
- ... To byłby absolutnie genialny pomysł.... Eee, ale jak blisko? Jakie blisko do szkoły? Chodzić muszę!
- Teleport wymyśl. Przynajmniej tyle ruchu zażyjesz. Jak na Ciebie to i tak średnia miesięczna.
- Sam muszę... - "zachlipał".
- Leniwiec.
- Obraziłem się.
A teraz stęka nad piłką przećwiczając opracowane ćwiczenia. Bosze, błogosław Panią od gimnastyki korekcyjnej.
14 stycznia 2016
"Istnieją metafory bardziej rzeczywiste, niż ludzie chodzący po ulicach" F.Pessoa
Rzeczywistość: < < to, co istnieje naprawdę>
>
My tak jednak codziennie...
Międzynarodowy program badawczy in progress, od wtorku niezmiennie przyzwyczajamy się do widoku utensyliów do testów. W każdym razie drobiazgowo rozpracowane plany diagnostyczne zaburzyły nieznacznie plany weekendowe. Dziecko wzięło zatem sprawy w swoje ręce.
Wczorajszym porankiem na resortowym biurku zawalonym dokumentnie pismami zaszurał trzynastowieczny psalm. Nie miał zupełnie prawa szurać. Wieszczył zatem coś wyjątkowego.
- A cześć - zaszemrała mi w słuchawce matka (Babcia znaczy) - Czemu dzwonił? Wyciszone miałam. Nie odbiera teraz.
Zamrugałam z wnikliwej analizy urzędowej pieczęci usiłując w panice wyczytać, co też autor ma na myśli.
- Ale, że kto? - Zaryzykowałam.
- Syn Twój. Dzwonił do mnie. Co jest?
- Jak to telefonował? Jak telefonował? Do mnie nie telefonował! Co jest?
- Ciebie pytam przecież, to Twoje dziecko.
Jęknęłam usiłując jednocześnie prychnąć, co mniej więcej zabrzmiało jakbym się dławiła w ostatnim stadium agonii na suchoty.
- Ale i co? I nie wiesz? - Zapytam głupio, bo skąd ja przecież miałam wiedzieć, co ten upiór mógł wymyślić, wychowałam autonomiczną jednostkę intelektualną.
- Ojciec mówił, że jak dzwonił do niego, to coś o sobocie, że dopiero, brzdąkał. Pewnie interweniować mieliśmy, albo pożalić się chciał, a ten Dziadek to wiesz jaki jest.
Oświeciło mnie.
- Aaa, miałam telefonować wieczorem. W sobotę przyjedziemy dopiero. Młody musi odwalić skomplikowaną procedurę paramedyczną z moją pomocą i potrzebne nam do tego sprzęty dostępne w mieszkaniu, i czas.
- Rozumiem. Okej. Przyjmuję. To do soboty. Petenta mam.
Po rozłączeniu się jeszcze zdołałam westchnąć nad rachunkiem.
Jak ustaliłam później:
- Do całej rodziny zadzwoniłem i poinformowałem, że w piątek mnie nie będzie. Co się mają denerwować.
Ciotkę też powiadomił. Hurtem.
Dziś zwyczajowo zdając relację z dnia w szkole dodał:
- Ach, dziś nie dzwoniłem do nikogo. A mogłem!
Przypomniał mi się stary dowcip o Stalinie: "A mógł zabić!"...
Chwilą późniejszą podczas pracy domowej zaś:
- Matka, co to znaczy? Że jakieś zasady dyskutowania? Nie rozumiem polecenia. Ratuj.
Spojrzałam. Wzdychłam.
- Dokończ zdania. Zdania masz. Dokończ.
- No okej. "Podczas dyskusji należy czekać, aż....."... aż, ten ktoś przyjdzie?
Patrzyłam. Znalazłam te trzydzieści sekund bezcennego czasu. Patrzyłam...
- Młode, powiedz mamie, co to jest "dyskusja"?
Bez cienia złośliwości.
- Jak się nie zgadzamy.
- Wąskie rozumienie, rzekłabym lokalne mocno. Zapraszam do dużego pokoju. Proszę, słownik języka polskiego. Szukaj słowa.
- Co?!
- Prościej się nie da.... - zabuczałam wracając do gotowania zupy fasolowej.
Znalazł. Długo szukał. Odrobił.
- Mamooo, a co to znaczy "Dzwonił hipopotam, masz mu oddać cielsko!".
- Złośliwość. Zwrócenie uwagi komuś, że gruby jest.
- Ale jak hipopotam mógł użyć telefonu? Skąd w dżungli telefon? I jak oddać - głowę sobie odciąć?
Ten rodzaj postrzegania znaczenia metafor kiedyś mnie zabije... Języku polski wyższych etapów edukacyjnych - czekam!
Międzynarodowy program badawczy in progress, od wtorku niezmiennie przyzwyczajamy się do widoku utensyliów do testów. W każdym razie drobiazgowo rozpracowane plany diagnostyczne zaburzyły nieznacznie plany weekendowe. Dziecko wzięło zatem sprawy w swoje ręce.
Wczorajszym porankiem na resortowym biurku zawalonym dokumentnie pismami zaszurał trzynastowieczny psalm. Nie miał zupełnie prawa szurać. Wieszczył zatem coś wyjątkowego.
- A cześć - zaszemrała mi w słuchawce matka (Babcia znaczy) - Czemu dzwonił? Wyciszone miałam. Nie odbiera teraz.
Zamrugałam z wnikliwej analizy urzędowej pieczęci usiłując w panice wyczytać, co też autor ma na myśli.
- Ale, że kto? - Zaryzykowałam.
- Syn Twój. Dzwonił do mnie. Co jest?
- Jak to telefonował? Jak telefonował? Do mnie nie telefonował! Co jest?
- Ciebie pytam przecież, to Twoje dziecko.
Jęknęłam usiłując jednocześnie prychnąć, co mniej więcej zabrzmiało jakbym się dławiła w ostatnim stadium agonii na suchoty.
- Ale i co? I nie wiesz? - Zapytam głupio, bo skąd ja przecież miałam wiedzieć, co ten upiór mógł wymyślić, wychowałam autonomiczną jednostkę intelektualną.
- Ojciec mówił, że jak dzwonił do niego, to coś o sobocie, że dopiero, brzdąkał. Pewnie interweniować mieliśmy, albo pożalić się chciał, a ten Dziadek to wiesz jaki jest.
Oświeciło mnie.
- Aaa, miałam telefonować wieczorem. W sobotę przyjedziemy dopiero. Młody musi odwalić skomplikowaną procedurę paramedyczną z moją pomocą i potrzebne nam do tego sprzęty dostępne w mieszkaniu, i czas.
- Rozumiem. Okej. Przyjmuję. To do soboty. Petenta mam.
Po rozłączeniu się jeszcze zdołałam westchnąć nad rachunkiem.
Jak ustaliłam później:
- Do całej rodziny zadzwoniłem i poinformowałem, że w piątek mnie nie będzie. Co się mają denerwować.
Ciotkę też powiadomił. Hurtem.
Dziś zwyczajowo zdając relację z dnia w szkole dodał:
- Ach, dziś nie dzwoniłem do nikogo. A mogłem!
Przypomniał mi się stary dowcip o Stalinie: "A mógł zabić!"...
Chwilą późniejszą podczas pracy domowej zaś:
- Matka, co to znaczy? Że jakieś zasady dyskutowania? Nie rozumiem polecenia. Ratuj.
Spojrzałam. Wzdychłam.
- Dokończ zdania. Zdania masz. Dokończ.
- No okej. "Podczas dyskusji należy czekać, aż....."... aż, ten ktoś przyjdzie?
Patrzyłam. Znalazłam te trzydzieści sekund bezcennego czasu. Patrzyłam...
- Młode, powiedz mamie, co to jest "dyskusja"?
Bez cienia złośliwości.
- Jak się nie zgadzamy.
- Wąskie rozumienie, rzekłabym lokalne mocno. Zapraszam do dużego pokoju. Proszę, słownik języka polskiego. Szukaj słowa.
- Co?!
- Prościej się nie da.... - zabuczałam wracając do gotowania zupy fasolowej.
Znalazł. Długo szukał. Odrobił.
- Mamooo, a co to znaczy "Dzwonił hipopotam, masz mu oddać cielsko!".
- Złośliwość. Zwrócenie uwagi komuś, że gruby jest.
- Ale jak hipopotam mógł użyć telefonu? Skąd w dżungli telefon? I jak oddać - głowę sobie odciąć?
Ten rodzaj postrzegania znaczenia metafor kiedyś mnie zabije... Języku polski wyższych etapów edukacyjnych - czekam!
10 stycznia 2016
Gladiatorzy nie dostają drugiej szansy, pamiętajcie o tym a może uda wam się przetrwać.
Pompeje (Pompeii) uważane były za jedno z
najatrakcyjniejszych miast starożytnego Rzymu. Jednak dnia 24 sierpnia 79 roku
n.e. Pompeje spotkała tragedia. Wybuch wielkiego wulkanu, Wezuwiusza. Na
szczęście popiół wulkaniczny, który zasypał Pompeje doskonale zakonserwował
budowle i przedmioty.Oprócz Pompejów zniszczone zostały miasta: Stabie i
Herkulanum. - imperiumromanum.edu.pl
Sztandarowy program plumka w telewizorze. Młodzież popyla
w bluzie Bundeswery i co rusz innej konfiguracji hełmów i karabinów, a matka
kolejny dzień szyje (że też jej się chce).
- Co oglądasz? - Zainteresował się z nagła.
- O Pompejach.
- Aaaa, to starożytne miasto zniszczone przez wybuch wulkanu?
- Wezuwiusz, zgadza się.
- A jak wulkany wybuchają?
- To wynik naprężeń w skorupie ziemskiej.
- Ruchy płyt tektonicznych, już wiem.
Zerknęłam z ukosa na potomka.
- Dziecko drogie moje, wyjaśnij mi - skąd Ty takie rzeczy wiesz? Bo mnie się jakoś niemrawo wydaje, że w szkole to nie na pewno, a ja jeszcze nie zdążyłam, bośmy nie omawiali... chyba.
- A tak nie wiem, na chama mówię.
- Na czuja - wyłapałam kontekst - Prawidłowy ten czuj. - Mruknęłam z uznaniem wciąż pracowicie dłubiąc igłą.
- I najpierw będą Pompeje, a potem przygarniemy zastępczego tatę.
Piernik mi utknął w gardle.
- Ty to między tematami przechodzisz... - odkaszlnęłam wegańską śrutą.
- Filmy analizuj. "Być jak gladiator". A przygarnąć już czas.
- Co oglądasz? - Zainteresował się z nagła.
- O Pompejach.
- Aaaa, to starożytne miasto zniszczone przez wybuch wulkanu?
- Wezuwiusz, zgadza się.
- A jak wulkany wybuchają?
- To wynik naprężeń w skorupie ziemskiej.
- Ruchy płyt tektonicznych, już wiem.
Zerknęłam z ukosa na potomka.
- Dziecko drogie moje, wyjaśnij mi - skąd Ty takie rzeczy wiesz? Bo mnie się jakoś niemrawo wydaje, że w szkole to nie na pewno, a ja jeszcze nie zdążyłam, bośmy nie omawiali... chyba.
- A tak nie wiem, na chama mówię.
- Na czuja - wyłapałam kontekst - Prawidłowy ten czuj. - Mruknęłam z uznaniem wciąż pracowicie dłubiąc igłą.
- I najpierw będą Pompeje, a potem przygarniemy zastępczego tatę.
Piernik mi utknął w gardle.
- Ty to między tematami przechodzisz... - odkaszlnęłam wegańską śrutą.
- Filmy analizuj. "Być jak gladiator". A przygarnąć już czas.
Subskrybuj:
Posty (Atom)