20 czerwca 2017

"Ludzie starzeją się, gdy przestają się bawić"- M.Twain

Zaczął się właściwy czas na rozmowy i planowanie.
- Młode, jaki tort chcesz w tym roku?  [5 lat temu wprowadziłam świecką tradycję i od tej pory umartwiam się nad tortownicą z corocznym kryzysem kreatywności]
- Czekaj, myślę. Mam! Wymyśliłem! Projekt rysuję. Proszę.
Zerknęłam na maźnięte ołówkiem dzieło. Zaczęło mi kiełkować, że najwyższy czas już przestać tworzyć te torty, umrę nad tym.
- Omów mi to, jakbyś mógł. - Poprosiłam słabym głosem.
- Mamy tu tak, diabeł na pentagramie, ze skrzydłami.
- Aha. - Tylko tyle zdołałam wykrztusić.
- Niezły pomysł - mały demon napawał się wizją.
- A jak kolory? - brnęłam w kreację z piekła rodem. Nomen omen.
- Pentagram czerwony, a szatan czarny. Skrzydła szare.
- Czy może być niebieski? I może z rogami jednak? Wiesz, diabły to z rogami, nie skrzydłami. Będzie mi ciężko...
- Przepraszam Cię, ale każdy może sobie wyobrażać diabła, jak chce - sarknął - I nie, nie może być niebieski.
- Ale taki tylko barwnik mam - oponowałam niemrawo.
- A jakby tak wymieszać kolory? - Nie poddawał się.
- To wyjdzie sraczka - zauważyłam trzeźwo.
- Ale nie, że choroba taka?

#niechoroba
#pentagramnatorcie
#jedenaścielat


18 czerwca 2017

Dzień Matki w jurze

Od kiedy pozbyłam się w tempie szybkim, niestety kolizyjnym z podłogą całego szklano-kryształowego wnętrza witryny - zyskała ta właściwy witrynie aspekt i ustawione w niej przedmioty doskonale widać w formie skromnej ekspozycji.
Zauważył. Musiał, bo prysznic został mi nagle przerwany burknięciem pod drzwiami.
- Pamiętasz tę laurkę na Dzień Mamy?
- Pamiętam - odrzekłam zgodnie z prawdą zapamiętale orząc ramię myjką. Ciężko zapomnieć widok siebie w roli jucznego T-Rexa.
Zapadła cisza. Ta z tych gęstniejących niemal dostrzegalnie i niosących ze sobą arcyważną treść, taką wymagającą reakcji, natychmiastowej.
Czekałam cierpliwie tym razem pastwiąc się nad brzuchem. Wyręczanie dziedzica jest zdradliwe i zazwyczaj przedwczesne, a przez to boleśnie zbędne.
Nie wytrzymał.
- Ale i co? Nie będzie żadnego: "Pamiętam. Śliczna była, szalenie się cieszę, że mi ją dałeś"?

#ajednak
#nonieztąmatką
#niedomyślnabefu


14 czerwca 2017

Deszcze niespokojne

Między ustami a brzegiem pucharu wiele się jeszcze wydarzyć może, rzekłabym Magdalena Samozwaniec. Takoż samo między prognozami ocen a ich ostatecznym wystawieniem. 


Dziedzic radośnie zaterkotał w połowie dnia roboczego zastając mnie zapamiętale pukającą w klawiaturę.
- Siemka! Pomyliłaś się! Myliłaś się od samego początku! Pomyłka! - chichotał w słuchawkę. 
Przeczekałam cierpliwie pierwsze emocje. Właściwa treść następowała zazwyczaj po serii wykrzykników.
- Czwórka będzie, nie trójka. Czwórka! 
Ponieważ jedna tylko trójka miała widnieć na świadectwie, fakty połączyłam gładko. 
- Fenomenalnie, Myszo! - Równie gładko weszłam w ton potomka.
- Przy okazji, przygotowuję się już do przyszłorocznego konkursu. Tym razem będę śpiewał "Na niebie wywłoki... ♧♧♧♧♧"



Gdyby nie zanucił, nie miałabym szans połączyć treści ze szlagierem. Ani poprawić.


 



08 czerwca 2017

Przed Konstantynem Wielkim

Wtorek dniem targowym. W ramach cotygodniowego rytuału rozmowy wychodzą w teren i dyskutujemy publicznie.

Przed wejściem do sklepu zapach świeżo położonego asfaltu zakręcił nam włoski w nosie.
- Co to za smród jest?! - Wyraził niezadowolenie dziedzic.
- Smoła, jak sądzę. Przynajmniej tak mi się kojarzy ta woń. - Próbowałam zabłysnąć wiedzą.
- Nie, czekaj, to pachnie jak to... no... ten taki koleś na patyku... no...
Rozumiałam mało.
- No ten, co się go do kościoła nosi...
Mniej. Coraz. Rozumiałam. Ale mi się jeden "koleś na patyku" skojarzył, za to smoła skojarzyła mi się z ogniem, ten poszedł w ciągu z patykami, i przywiązanymi doń ludźmi, i Kościołem, i wyobraźnia popłynęła... W ciągu tych ułamków sekund patrzyłam na potomka tępo.
Westchnął zawieszając próby tłumaczenia. Dotąd nie wiem, o co chodziło.

Za to po wyjściu religijny temat kwitł.
- Mamy z Agatą szczęście.
- A to ponieważ gdyż? - Wykazałam zainteresowanie wyraźnie akcentowanym ciągiem dalszym.
- Uczymy się na historii o początkach chrześcijaństwa. W starożytnym Rzymie szalenie tych chrześcijan prześladowali. Dobrze być takim nie za dużym wyznawcą.

Nowa definicja niepraktykującego politeizmu...

06 czerwca 2017

łac. ego – ja + centrum – środek

- Siemka - zaświergotał w słuchawce dziedzic.
Trele wskazywały wyczulonemu matczynemu uchu, że oto usłyszy miłe wieści. Przynajmniej miłe w mniemaniu dziedzica, a jego mniemanie potrafi znacząco odbiegać od matczynego. W każdym z razów już ćwierkał niezrażony moimi domysłami.
- Był test z całego roku z matematyki wczoraj.
- Wiem - zauważyłam ostrożnie.
- Wyniki pani podawała. Dostałem piątkę i szóstkę z dodatkowego zadania. Zabrakło mi chyba dwa, nie, trzy punkty.
- Trzech punktów - naprostowałam delikatnie. - Doskonale mądrasku! - nie ustępowałam dziecięciu w radosnym tonie.
Nie był to jednak koniec przekazu.
- Mam zdaje się swoją wielbicielkę. Podeszła do mnie na przerwie jakaś dziewczynka i spytała, jaką mam średnią, skoro tak wygrywam wszystkie konkursy. To jaką mam? - nie dał mi wgryźć się w rewelację.
- Jakoś cztery sześć - bąknęłam niepewnie.
- Jak Ty to szybko liczysz - cmoknął z wielopańskim uznaniem napompowany sukcesem.

Prognozy podawali.
Miesiąc temu.
Znaczy nie liczę. Szybko.
Wielbicielka...

05 czerwca 2017

Spagetti Carbonara

Kiedy wiadomo, że będzie mało czasu na pichcenie. Kiedy nie ma się w domu sezonowych szparagów, a potomek nieszczególnie przepada za zupą owocową. W planach rehabilitacja, praca domowa, konkurs i tryliardy zadań do odptaszkowania, a jeszcze przed tygodniowym uzupełnieniem zapasów w kurczaka i rukolę. Ach i nie pomyliłam nazw - prawdziwa nie zawiera śmietanki.
Polecam...
Zdjęcia nie zdążyłam zrobić. Zjadł nim zdołałam użyć aparatu.

SKŁADNIKI, na oko, na czuja, na ile kto ma:

makaron nitki (oczywiście bg)
ser żółty bezdziurny (dziury w serze są persona non grata)
czosnek polski (naiwnie wierzę, że ta młoda główka polska jest i nie główkę całą rzecz jasna do tej potrawy)
natka pietruszki (do oporu, bo lubię)
jajko (na dwie osoby wystarczyły... nie pamiętam, chyba jedno)
sól
kabanos (choć w oryginale boczek, no nie miałam)

I teraz tak.
Makaron gotujemy. Normalnie, byle na półtwardo nie paćkę. Ser ścieramy na wiórki, jakie się chce. Kabanosa kroimy drobno i podsmażamy. Dorzucamy doń makaron ugotowany, przeciśnięty czosnek i garść natki pietruszki pociętej. Podsmażamy, po czym dodajmy sera - miąchamy, aż się rozpuści i na to jajo rozbełtane z solą, ale tak żeby się nie na jajecznicę ścięło, a ładny kremowy sos zrobiło - znaczy mieszać energicznie.
Na talerzu posypać serem i natką, i zjeść nim zdołam użyć aparatu...

SMACZNEGO 
 :)