25 maja 2014

Podsumowanie miesiąca



Prowadzimy rozmowy, nawet kiedy ze sobą nie rozmawiamy ćwicząc ciche dni na przyszłość. Poniżej kilka rozmów o wszystkim, czasem niczym, a czasem konkretnie. Przegląd ostatnich tygodni. 

6 maja
Żyjemy, prowadzimy rozmowy bliższe i dalsze, uczymy się on nowych słów, ja nowego spojrzenia na słowa i elastyczności w definiowaniu (wytłumacz dziecku, co oznacza "hańba ci!" - polonistyczna fizyka kwantowa). Dom nasz zbiera chrust na boczek z grilla i wącha zakazany chleb, a czasem nawet pada magiczne:
- Mamo! Ależ mam ochotę na warzywa!
Przystanęłam, analizując zasłyszane słowa w każdy możliwy sposób, macając przecinki w poszukiwaniu haczyka. Dzieć z warzyw to ogórki konserwowe wszak. Dałam za wygraną. Wypowiedź wyglądała na spójną, przemyślaną, świadomą i bezdrugodenną. Zaryzykowałam niepomna na wcześniejsze doświadczenia (wiara w ludzi, nawet własną krew, to jednak kalectwo):
- Fenomenalnie. To co podajemy? Mamy pomid...
W słowo mi weszło rozmarzone:
- Placki ziemniaczane...

Logika biologiczna niepodważalna.

8 maja
Rozdziany do nagości Terrorysta czeka na koleją procedurę paramedyczną. Kompletowanie utensyliów trwa. Plan zakłada powleczenie bladziocha od stóp do głów jakąś dermatologiczną paciają. Wzdrygam się widocznie na samą myśl o rozcieraniu tego smalcu na dłoniach. Walka ja - krem trwa w najlepsze, gdy zza pleców w eter wkracza mistrz drugiego planu:
- Chciałbym przypomnieć, że ja tu świecę nabiałem.
Parsknęłam. 0:1. Dla kremu.

10 maja
Weekend na "wiesi". Pęta się młodzież zapchana po piegi cukierkami od babci między stolikiem z pracowicie rozmieszczoną bazą Halo, a kuchnią. Słychać zniecierpliwione mruczenie pod nosem:
- Czas karmienia... Gdzie mój sok z wodą?

20 maja
Wieczory obfitują w rytuały maści różnej.
Kilka scenek rodzajowych z półki "Wieczory u Terrorów".

Chwila toaletowa.
- I jak tam młodzieży? Smaczna pasta? - dzieć ma wymagania smakowe odnośnie past do zębów. Oczami wyobraźni widzę jego przyszłe problemy z doborem opastowania. Dzieć mianowicie pasjami nie znosi mięty.
- Nie bałdzo - zabulgotała bąbelkami paszcza.
- Ale że co? Przesz to smak gumy balonowej. Każdy lubi gumę balonową.
Ulitował się nad dziąsłami i wydłubał szczoteczkę z między zębów.
- Pytanie brzmi, od kiedy JA niby lubię gumę balonową?
Co wpoiłaś, to masz ("Ty dziecko zapamiętaj, nie jesteś każdy i od kiedy niby jesteś wszyscy?" - koniec cytatu).

Takoż samo. Spłukiwanie z siebie dnia.
- Czekaj, czekaj kobieto. Uszy.
- Enigmatyczne. Pozwolisz, że po Twojemu zatem. Masz.
- Wyczyścić trzeba. Grzebnąłem właśnie. Brudne są.
- Zatem chodź tu miododajny.
- Co to miododajny?
- Jak sama nazwa wskazuje "dający miód", a per "miód" mówi się na brud z ucha.
- Mów mi Pszczólątko.

Mów mu...

Przedsnowe czytanie. Katowany jest nie kto inny, jak potomek nabywający arcytrudną umiejętność. Wsio idzie git, póki nie pojawiają się "d" i "b". Nie rozróżnia. Tylko na czuja, czy słowo brzmi po ludzku, czy po kosmiciemu. Wybiera te ludzkie. Rzecz u mnie łatwa - trafił mnie szlag. Kontrolowany. Dorośleję.
- W którą stronę idą literki?
Nieskoordynowane ruchy palca zamigotały mi w oczach czerwoną płachtą.
- W tę idą. W tę zawsze. Do kropki. W stronę słońca idą. W związku z czym, jak idzie "b" to ma z przodu B-rzuszek, a jak idzie "d" to ma z tyłu D-upkę.
Superniania zlałaby mnie na kwaśne jabłko. Chyba, że dzikie rżenie uznać za nowatorską metodę wyciszania przed snem.

25 maja
- Te, Młode, patrzaj jakie maki. Połacie całe!
- Widzę, ładne
- zauważyło Młode łaskawie, zerkając za okno pędzącego pociągu.
Odwróciłam wzrok nasycona czerwienią.
- Mamo, patrz na te swoje maki, bo się Monte Cassino już kończy.

Łza się kręci.