29 września 2014

Matematyka królową nauk



- Coś Ty taka...?
- Jutro szkolę ważnych ludzi i się stracham trochę, wiesz. Jak myślisz? Dobrze pójdzie?
- Istnieje jakieś 4% szans...
- Tylko tyle?
- No, niech będzie 5%.
Naburmuszyłam się:
- O masz. Łaskawca.
- Oj przestań - 5% dodać 5% to 10%, czyli masz połowę. Dobra, niech będzie - połowę i jeszcze trochę.
- Osobliwie Ty tę matematykę stosujesz, ale humor mi poprawiłeś.

24 września 2014

Cieszyć banana



Z serii - Znów się zaczyna.

Osobliwa uwaga (charakter pejoratywny, wiecie, zasadniczo uwaga przyniesiona ze szkoły znaczeniowo krążyła w okolicach pośladków i paska) informowała, że "Wojtek nie umie obierać banana" i kilka słów o potrzebie nauczenia go tej czynności.
Przeczytałam całość kilkukrotnie.
Zaryzykowałam.
- Młode. Co to znaczy, że nie umiesz?
- Zapomniałem jak.

Wdech.
- A dokładniej, jak obierałeś, że padło podejrzenie, że nie umiesz?
- Nożyczkami.


No przecież! To można inaczej? ...Gwoli ścisłości - nie obcinał nimi ogonka...

- Dobra, dobra. Zbieraj chwilowo podręczniki i do jedzenia.
- Nie będę się kłócił, ale odrabianie lekcji jest najważniejsze, choć jak każesz jeść, to jeść.


Obowiązkowość poziom wyśrubowany.

15 września 2014

Pan Kotek był chory



Wyjazdy, powroty. W zdrowiu i w chorobie, czyli całodobowe rozmowy w domu naszym. 

14.09

- Ej, kudła nie uczesałeś!
- A powiedziałaś?
- No Ty chyba sobie jajka jakieś robisz!
- To nie są żadne jajka, droga pani, to czysta prawda.


***
- Uuuu, a cóż to za dziewczynka tam siedzi?
Zerknęłam kontrolnie na nastolatkę pukającą zawzięcie w ekran telefonu. Po czym badawczo na jeszcze mocno nie-nastoletniego syna.
- Ale że nie może tam siedzieć?
Zmieszał się. Oho...
- No to już nie powiem tego, co sobie pomyślałem.
- Spodobała Ci się?
- uśmiechnęłam się ze zrozumieniem.
- Aha.

Taki klimat...

15.09
Pogotowie pediatryczne godzina 0:07.Wysięku brak. O godzinie 2 nad ranem przeklęłam budzik. W drobiazgi.

Ranek dnia tegoż. Rozświergotane dziecko wykonuje akrobacje biego-skoczne w drodze do lekarza rodzinnego.
Matka w stanie agonalnym, tonem grobowym:
- Dziecię, coś za skoczny jesteś na chorobę. Powinieneś tu leżeć i umierać. Wracamy po tornister i do szkoły...
Dziecko ucięło krok w pół ruchu.
- Ty to mi potrafisz szczęście odebrać.

W drodze powrotnej element różnicy zdań ewoluował powoli w formę argumentacji na pełnej głośności ze stron obu.
- Nie chcę się kłócić. Nie będę z Tobą rozmawiała.
- Słucham?! No wiesz?! To ja oczekuję odrobiny szacunku, a Ty mówisz, że NIE BĘDZIESZ ZE MNĄ ROZMAWIAŁA?! TO MA BYĆ SZACUNEK, PYTAM?!


Naćpany przeciwbólowymi przypomina w odbiorze człowieka. W chwilach na pograniczu dawek matka usilnie próbuje być człowiekiem.

09 września 2014

Miniatury szkolne



4 września

- ... Bądź wola Twoja, jako w niebie, ptaki na ziemi...

głuchy, jak nie usłyszy... i tak przez 4 lata z okładem...

9 września

- Co zawsze jest w pociągu?
- Sedes...


Wg polecenia miało być - skojarzenia z podróżą pociągiem napisz.

02 września 2014

Dzień, w którym zatrzęsła się ziemia... czyli kolejny rok szkolny



1 września

Druga klasa w toku.
Ze słów ciotki wyłania się obraz toćka w toćkę zgodny z jakimś zdjęciem klasowym z wnętrza netu, na którym to w tłumie obyczajnie buziami odwróconych do fotografa dzieci jedno odwrócone jest zadkiem:
"Pani mówi, że on z nią dyskutuje, taaak? Z pięciu ją obległo i nie dało jej dojść do słowa, a Wojtek sobie cicho siedział, w nosie dłubał..."

28 sierpnia

Czuła konwersacja pod gabinetem ortodonty:
- Bee.
- Chamie Ty.
- No wielkie sorry! Zołza.
- HA! Nie ulęże wrona gawrona. Zatem jesteś zołzem. Wygrałam.
- Ha Ha! Nie ma takiego słowa "zołzem"! WYGRAŁEM!


Wracając z polowania na tornister z klonami:
- Rany, jak gorąco... Mamo, jak upadnę...
- Złapię Cię za nogę i będę wlec.
- Dobrze. Tylko uważaj na kamienie, żebym się nie zabił. A jak mnie dowleczesz do domu i będę nieprzytomny, idź do lekarza.
- Dobrze.
- Dobrze, plan awaryjny mamy jakbym opadł z sił.


Nikt nigdy nie twierdził, że wśród nas jest osoba dorosła...

27 sierpnia

Przyjechał. Zerknął do lodówki. Grzebnął w zimnych czeluściach. Miętosząc w dłoniach opakowanie z pałeczkami sera szedł do kanapy mrucząc:
- Kochanie, jak ja się za tobą stęskniłem.
Zerknęłam z niemym pytaniem.
- To do sera było - mruknął nawet nie podnosząc wzroku.

My presses...