A tymczasem na wiesi:
- Młody, malin Ci kupić?
- Proszę Cię, z krzaka se zerwę.
- I patrzaj - odpowiedni samiec i zostajesz orędowniczką broholmero-rottweilero-charcio-ogaro-owczarko-labradora...
- Jakiego Ty masz faceta? - burknął podejrzliwie.
- O Stefanie mówiłam.
- Stefan, Stefan. Diego, pamiętaj, też jest fajny. - rzekło dziecko absolutnie niezainteresowane rzekomo istnieniem lokalnych futrzo-pierzaków ("Ja rosołu z naszych kur jeść nie będę. - Nie będziesz, w tym domu zwierząt osobiście karmionych się osobliwie nie jada")
- Żartujesz? Co w tej zupie jest?
- Warzywa, takie wiesz z pola - marchew, ziemniak, szczypior, fasolka, burak
- oesu....
- I pulpety.
- Z czego?
- Ze świnki.
- Dobra. Pertraktujemy. Zjem pół warzyw i jednego pulpeta. Albo nic.
- Założysz się? - mruknęłam uprzejmie.
- Oesu... a gdzie ta zupa jest?
Spojrzałam na stół. Stół wielkości wyjątkowo małej. Zlokalizowanie miseczki z zupą nieszczególnie było trudne.
- W pupie na półce - okrasiłam odpowiedź uroczym uśmiechem jędzy.
- Bosze, jak ja mam te pół warzyw wyłowić?! One w zupie są! Skąd mam wiedzieć, że to pół?
- Nie ja wymyśliłam warunki...
- Umrę.
Wakacje pełną gębą.
- Młody, malin Ci kupić?
- Proszę Cię, z krzaka se zerwę.
- I patrzaj - odpowiedni samiec i zostajesz orędowniczką broholmero-rottweilero-charcio-ogaro-owczarko-labradora...
- Jakiego Ty masz faceta? - burknął podejrzliwie.
- O Stefanie mówiłam.
- Stefan, Stefan. Diego, pamiętaj, też jest fajny. - rzekło dziecko absolutnie niezainteresowane rzekomo istnieniem lokalnych futrzo-pierzaków ("Ja rosołu z naszych kur jeść nie będę. - Nie będziesz, w tym domu zwierząt osobiście karmionych się osobliwie nie jada")
- Żartujesz? Co w tej zupie jest?
- Warzywa, takie wiesz z pola - marchew, ziemniak, szczypior, fasolka, burak
- oesu....
- I pulpety.
- Z czego?
- Ze świnki.
- Dobra. Pertraktujemy. Zjem pół warzyw i jednego pulpeta. Albo nic.
- Założysz się? - mruknęłam uprzejmie.
- Oesu... a gdzie ta zupa jest?
Spojrzałam na stół. Stół wielkości wyjątkowo małej. Zlokalizowanie miseczki z zupą nieszczególnie było trudne.
- W pupie na półce - okrasiłam odpowiedź uroczym uśmiechem jędzy.
- Bosze, jak ja mam te pół warzyw wyłowić?! One w zupie są! Skąd mam wiedzieć, że to pół?
- Nie ja wymyśliłam warunki...
- Umrę.
Wakacje pełną gębą.
Stefana ściągnęłam z szosy wczoraj.
- O, to ten pies co się już drugi dzień tu kręci. Ktoś go wyrzucił pewnie - zatrajkotały autochtonki sunąc przez wieś.
Kurwica mną zatrzęsła.
- Rodzice, psa mogę przyprowadzić? Sam jest, duży. Przyprowadzę, co?
Pojszłam byłam, zawołałam, przytuliłam zapiszczaną mordę do kolana i zaprowadziłam na podwórko z dwoma wilczurami, stadem kur i kotów, i rodziną, która 6 godzin siedziała oswajając dominującego wilczego basiora z nowo nabytym angielskim lordem. Fakt, że Stefan jest ciut w kłębie większy od lokalnego Alfy - nie pomagał.
Zasłużyłam na osobistą gwardię przyboczną w postaci lekkiej szarży ułańskiej (jakże odmiennej od husarii owczarka) i majestatycznej sylwetki samca, który szczeka takim basem, że samo to by mnie rozkochało.
- O, to ten pies co się już drugi dzień tu kręci. Ktoś go wyrzucił pewnie - zatrajkotały autochtonki sunąc przez wieś.
Kurwica mną zatrzęsła.
- Rodzice, psa mogę przyprowadzić? Sam jest, duży. Przyprowadzę, co?
Pojszłam byłam, zawołałam, przytuliłam zapiszczaną mordę do kolana i zaprowadziłam na podwórko z dwoma wilczurami, stadem kur i kotów, i rodziną, która 6 godzin siedziała oswajając dominującego wilczego basiora z nowo nabytym angielskim lordem. Fakt, że Stefan jest ciut w kłębie większy od lokalnego Alfy - nie pomagał.
Zasłużyłam na osobistą gwardię przyboczną w postaci lekkiej szarży ułańskiej (jakże odmiennej od husarii owczarka) i majestatycznej sylwetki samca, który szczeka takim basem, że samo to by mnie rozkochało.