15 grudnia 2016

Drożdżówka z budyniem

- A czekaj... Ty coś dzisiaj miałaś...
- Urodziny - mruknęłam splatając niewspółpracujące gluty i rozsypując ryżową kruszonkę, gdzie popadnie.
- Uoesu... I że niby dziś muszę Cię słuchać?

Nie podnosząc głowy uniosłam wzrok. W ciszy. Z dezaprobatą. Akurat byłam w trakcie uchetywania się niczym klacz na Wielkiej Pardubickiej. Sama z siebie.

14 grudnia 2016

Demonologia słowiańska

-Mamo, co znaczy "zwabiona w chłód katedry"?
- To metafora synu. Taki zlepek pasujących autorowi słów, bo ładne, bo dobrze brzmi, bo się rymuje - sens nie jest dokładnie taki, jakby wychodziło z treści. Katedra to...?
- Kościół....
- Budynek kościoła, zgadza się. Jak jest w kościołach, jaka odczuwalna temperatura?
- Zimno...?

- Chłodno, tak. Wyobraź sobie scenę. Co widzisz?
- Jaskółkę w kościele.
- Chłodnym. Raczej nikt nie będzie wołał ptaka do kościoła. Ot wleciała. Mniej więcej pojmujesz?
- Mniej więcej. A "czarny brylant rzucony tu przez diabła"?
- Jakiego koloru jest jaskółka?
- Czarnego.
- Super. Widziałeś kiedyś z bliska jaskółkę? U dziadków Dżejków?
- E.e.ee.
- Poligon w Czarnobylu... Ma bardzo błyszczące piórka, jakby skąpana w wodzie. Takoż samo brylanty czyli oszlifowane diamenty. Czyim domem jest kościół?
- Aniołów.
- Poniekąd, a wyższy level?
- Bożym?
- Tak twierdzą. I...
- Jaskółka jest czarna i się pewnie po tym kościele miota. Hałasuje. Jakby ją tam posłał diabeł. Koleś lubi czarny kolor. I hałas. I nie lubi Boga.
- Genialnie. Jak podejść logicznie to łapiesz system
- mruknęłam z uznaniem od dwóch dni męczona rozrysowywaniem przecinków w starym szlagierze Stana Borysa.
- Walka nie do wygrania.
Zmrużyłam ślepia usiłując unieść równocześnie prawą brew i nie wyrżnąć się na nieoświetlonych schodach. Wyglądać musiałam zaiste kretyńsko. Ale gest zinterpretował prawidłowo.
- Między aniołami a diabłami. Odwieczna walka dobra ze złem. Przeciwległe krańce działania istot ponad człowiekiem. Ale do pogodzenia jest współdziałanie demonów i aniołów, bo anioł może się zbuntować i stać upadłym. Generalnie istnieją anioły też zachłanne. Chcą odzyskiwać starożytne artefakty, żeby władać światem, przynajmniej fragmentami, którymi mogą. Nie zwyciężymy ich, jakiej walki byśmy nie podjęli. Jednak trzeba walczyć, żeby się nie poddać. Walka daje nadzieję. Swoja drogą dlaczego to się nazywa pakt, a nie zwyczajnie umowa?
- To jednak jakby nie patrzeć zwyczajną umową nie jest.

05 grudnia 2016

Językowy obraz świata

Ja skrzypię nadal. Tymczasem na środku "merykristmesującego"* hipermarketu toczą się męskie rozmowy z dziadkiem Dżejkiem, którego uraczono niedawno informacją o słabującej komorze.

- Dziadku, dziadku, dziadku. Żadnych nalewek i w ogóle alkoholu, ponieważ istnieje szansa, że 
W Y K I T U J E S Z!

- ... możliwość... - charknęłam płucem z cicha.



* słowotwór autorski od "Merry Christmas" - nastał w sklepach czas świąteczny

25 listopada 2016

Master Chef

Dualizm językowy dziedzica ma oblicza różnorakie, co nijako definicyjnie zabija w nim pierwiastek dwójkowości, zatem rozwarstwienie języka. Grunt, że słów to moje używa w sposób nawet dla mnie "pojechany", a to już w istocie serio COŚ.

Wieczorem wczorajszym.
- Mamo, przygotowałem obiad. Chciałbym, żebyś skosztowała tej potrawy. Starałem się, żeby wyglądała jak bukiet kwiatów.





Dziś natomiast.
- Nie zapisało mi się widocznie. Będę musiał od nowa. - chlipie.
- Stary, zrobimy, się pomoże, się zapisze, trzy raz sprawdzimy czy zapisało - rozbroiłam problem niczym saper, krótko, po żołniersku.
- Ale... - zbystrzał - dlaczego trzy razy? Nie wystarczy dwa?
- A... co... to...za...różnica? - Tu już mnie zastopowało - Tak się mówi?
- Aaaa...aaa...tak, tak, to u Was znaczy "sprawdzić dokładnie".

o.O ... #ależehę #coznaczytouwas? #metaforyniet #zabijciemnienieustająco


KOMENTARZE

20 listopada 2016

"bogate słownictwo"

Wrócił z wywczasu od dziadków. Mlasnęłam wymownie zawieszając ciężko wzrok na zegarze. Stanął zatem w drzwiach niepewnie drobiąc w miejscu. Zaryzykował:
- Wiesz... śmieszna historia... przyjechałem tak późno, bo dziadek wsiąkł w Internet, a ja tworzyłem akurat kolejny pomysł na grę... Zajęcie niepokojąco wciągające, ale przyznasz - lepsze niż oglądanie telewizji - Zastrzegł odwołując się do największych bolączek domu naszego.

Że też jego zawsze musi ratować umiejętny dobór słów. Niepoprawnie łasa na werbalizacje matka, niepoprawnie...

I kiedy wydawało się, że niczym nie zaskoczy, mruknął:
- Bagdadzie, bądź gotów, nadchodzę... No ja nie doczekam wcześniejszej emerytury... - Zachichotał sam do siebie.

I ja się dziwię, że za prace klasowe polegające na pisaniu opowiadań, w których zdania są chaotyczne, błędy rażąco ortograficzne, a interpunkcja eufemistycznie kuleje, dostaje oceny powyżej średniej za "niezwykle bogate słownictwo i interesujące użycie języka"...


KOMENTARZE

16 listopada 2016

(...) tworząc związek frazeologiczny o innym znaczeniu niż dosłowny sens wyrazów

I kiedy podczas popołudniowego seansu z filmu pada:
- (...) Siedem? Siedem? Siedem? Miałeś lewe kości? [do gry - przyp.aut.]

W przestrzeni po tej stronie ekranu słychać spokojne cmoknięcie i ton pełen zastanowienia:
- A co pokazują prawe kości?

Rytmicznie pukam czołem w klawiaturę. Metaforo języka polskiego na przyszłych lekcjach i klasyko gatunku, czyli "co poeta miał na myśli" - nie przybywajcie zbyt szybko. Ja ogarnę, ale za Chiny Ludowe i Księżyc przekazać tego nie zdołam.

KOMENTARZE

09 listopada 2016

And the winner is...

Szkoła ma swoje wymagania. Szczególnie klasa czwarta. Pojawia się zjawisko nowe i orzące ugory młodocianych zwojów mózgowych. Klasówki.

Czwartek wieczorem.
- A pokaż dziecko moje, zeszyty. Yhm,... tak,... jasne jasne,... okej... tu popraw błąd... dob........ŻE CO? Uczyłeś się? W poniedziałek praca klasowa.
- Planowałem....
- Aha, a ja jestem rosyjska baletnica. Planowałeś?
- Nie... planowałem....w zasadzie...
- Taaak. Cóż... Ustalmy, że zostawiam to Tobie. Eksperymentalnie. Za trójkę i w dół doprowadzam tyłek do stanu nieużywalności. Kapisz?
- zaciągnęłam z włoska.

W poniedziałek popołudniu.
- Siedziałem tak, czytałem na klasówkę. I czytałem. I tak sobie w myślach powtarzałem: "Tylko nie włączaj telewizora. Tylko nie włączaj telewizora". Pomogło.
Zerknęłam z ukosa bez komentarza.
Eksperymentalnie.

Środa ewidentnie nie była dniem dziedzica.
Wściekłym rankiem rozśpiewał się telefon:
- Mamo, radio potwierdziło. Trump wygrał wybory w Stanach. Koledzy powiedzieli, że będzie wojna [w myślach prychnęłam ubolewając nad rozmowami w domach dzieci]. Babcia powiedziała, że w razie jego wygranej mamy przechlapane [prychnęłam ponownie nad tym samym]. Wracamy do domu, pakujemy się i spylamy z tego kraju.
Zasugerowałam spokój tonem wypranym z emocji.

Trzy godziny później sugestia wzięła w łeb.
- Mamoooo.... - chlipał w słuchawkę - Trójęęę maaaam z klasówkiiii.
- Smutne. Tylko zupełnie nie pojmuję, dlaczego aż tak płaczesz. - wyprany z emocji ton najwidoczniej był tonem rządzącym.
- Powiedziałaś, że mnie zlejeeeeessszzzz.
- Racja. Jednak na odległość nawet ja nie potrafię. Ileż razy mam zachęcać do daleko posuniętego spokoju? To także omówimy po powrocie. Drzeć się będę na pewno.
- Zauważyłam prawdomównie.
Grunt to nie kłamać.

Krzyczałam.
Trumpa chwilowo olaliśmy.
Widmo wojny i udziału w niej dzieci [według młodocianych miały stanowić trzon ofensywy wojsk polskich; ja z kolei o malowniczych wizjach parchatych miałam zgoła zdanie odmienne] czasowo oddaliliśmy.
Niedługo kolejna klasówka.


KOMENTARZE

07 listopada 2016

gr. synōnymos 'równoimienny'

A wczorajszym wieczorem po drugiej stronie łazienkowych drzwi usłyszałam, że:
- Bosze, dzięki, że jestem facetem. Nie muszę nosić cycków i pieluch, żeby wiedzieć że nie jestem w ciąży.
...
- Synonimy
- warknęłam rozważając jeszcze uwagę o nielogiczności konstrukcji.
- Podpasek.
- Akurat o biust mi chodziło.
- Piersi? Oj mamo, cycki to cycki.


30 października 2016

Kniaź Włodzimierz

Matka modli się po staro-cerkiewno-słowiańsku, śpiewa po ukraińsku i uczy się rosyjskiego. Ot, niegroźne zacięcie w kierunku wschodnim. Lubi.

Aż tu nagle...
- Mamo, poczekaj, poczekaj, coś Ci pokażę. Ty rozumiesz rosyjski, prawda? Genialna muzyka. Obejrzymy bajkę i powiesz mi o czym, dobrze?

I oto od "moi koshki zdes'" w trybie pilnym zdobywam najwyższego skilla w русский.

... to jakiś wirus... albo to się w genach przenosi...my z Tatarów, ale żeby aż tak?





* język staro-cerkiewno-słowiański - język stworzony przez braci Metodego i Cyryla, z którego wywodzi się współczesna grupa języków słowiańskich (w wielu zachowała się pisownia cyrylicą - takimi "znaczkami")

* "moi koshki zdes' " - transkrypcja na alfabet łaciński "Moje koty są tu." (aktualnie matka jest na etapie poznawania liczby mnogiej)

* skill - slangowo "umiejętności w grze"

* русский - "język rosyjski" w grażdance, czyli zmodyfikowanej, aktualnej wersji cyrylicy, rosyjskiego alfabetu

* "my z Tatarów" - wg legendy herbowej nosiciele naszego nazwiska wywodzą się od jednego z braci - Tatarów, którzy przybyli na ziemie polskie w okolicach bitwy pod Grunwaldem

17 października 2016

Zmierzch bogów

Angina dzień kolejny. Mitologia grecka odsłona.... eeeehmmm... też kolejna.

- Mamo, a istnieje wejście na Olimp?
- Podejrzewam, że Olimp już jako siedziba bogów może nie istnieć. Wiesz, bogowie istnieją tak długo, jak ktoś w nich wierzy, a w bogów olimpijskich chyba już nikt nie wierzy.
- Wiesz, jak wyglądali bogowie dinozaurów?

Bagatela kilka milionów lat przeskoku. Okazałam zainteresowanie.
- Takie, no, dinozaury w kapciach.
- W czym?!
- okazałam zainteresowanie.... bardziej.
- W tych ich butach, ale że stopy im widać.
- Sandały.
- Niech będzie. I w tym co Cezar miał...
- Toga.
- Tak, toga, ten wianek. Korona ta.

... wieniec laurowy... śmy się dogadali...

KOMENTARZE

14 października 2016

Święto Edukacji...

Akrobacje przestrzenne rozpoczęłam jeszcze na etapie wibrowania biodra pomna, że już pierwsze takty chorału oznaczają po tamtej stronie słuchawki kilka sygnałów i zaraz mi się nakręci foch stulecia. Wtykając ducha winnemu drugiemu w kolejce wieszak w oko, mityczną trzecią ręką przytkłam telefon do ucha.
- Alllllo - zakomunikowałam uprzejmie najprawdopodobniej członkowi własnego stada, pewna też niemal że owym jest syn osobisty.
- Siema matka. Sprawa jest. Ciotka może mi koszulkę namalować? Ale wiesz, z tymi moimi?
- Może
- wysapałam usiłując jednocześnie jednak nie wydłubać oka obcemu samcowi, nie wyłamać sobie ręki w stawie, zasunąć suwak w torebce, nie upuścić koszyka, ani toreb z utensyliami i nie wypuścić piekielnego telefonu. Nieszczególnie byłam skupiona na rozmowie. Mea culpa.
- ... pytam się...
Ton wpadający zwiewnie w letuchne zniecierpliwienie zadrgał stalowo.
- Jestem, jestem - uspokoiłam rozmówcę - Może, oczywiście... Moment...
Przystopowało mnie niejasne uczucie uparcie uciekające werbalizacji.
- Wulgaryzmy?
- Nie
- uciął dziedzic.
- Nie mów, że zbija właśnie na mnie interes życia.
- Tak
- potaknęło wyraźnie ucieszone domyślnością dziecko.
- Bosze. Okej. Zostaw to mnie.
- Jakby co, to służę kieszonkowym
- zaznaczył uprzejmie licząc na niezgodę w tym temacie i dodał szybko - Babcię przekazuję. N-i-e-s-ł-u-c-h-a-j-j-e-j.
- Niunio! Co powiedziałeś matce?
- zainteresowała się w tle babcia.
- Ja?! - w zaprezentowane święte oburzenie przy minimalnym braku posiadanej wprawy uwierzyłabym nawet ja - Ja a-bso-lut-nie niczego nie powiedziałem. Jakbym śmiał przecież.

Bezczelny się robi niemożliwie.

KOMENTARZE

02 października 2016

Eschatologia

- Żałuję sobie, mamo.
- Siebie żałujesz, mój poligloto. A czemuż to?
- Jestem grzesznikiem.
- Bój się Boga, dziecko. Jak Ty jesteś grzesznikiem, to gdzie się mieści na przykład mój poziom grzeszności?
- Ale to nie jest najgorsze.

Tym razem zmilczałam sterując rozwojem rozmowy poprzez ruchy brwi.
- Ja zostanę grzesznikiem już do końca życia, bo nie chodzę do kościoła.
- Chodzisz. Ze mną, na wyjazdach.
- Zwiedzać.
- Semantyka. Sugeruję szczerą rozmowę z Bogiem. Po pierwsze zrozumie. Po drugie to On nie człowiek odpuszcza grzechy, więc posunięcie sensowniejsze. A po trzecie, Jemu też nie na rękę nie rozgrzeszać, bo ma jakby tylko dwie opcje - niebo, piekło, czyściec spokojnie pomijamy, bo a. nie da się tam rezydować w nieskończoność koniec końców któraś opcja zwycięża, a b. takie prawosławie na przykład w ogóle w jego istnienie nie wierzy, zatem mglista koncepcja. A zatem łatwiej Bogu do piekła posłać porządnych grzeszników, najgorszy sort kryminału i mieć z głowy zarządzanie tym barachłem, a zająć się spokojnym bytowaniem w Raju, niż segregować podziemia wieczności.

I tym razem się udało; możliwe, że niewiele zrozumiał; ale chrześcijaństwo jest koszmarnie niedorzeczne i kiedyś przez nie osiwieję.

KOMENTARZE

27 września 2016

Signum crucis

A wczorajszym wieczorem...
- Mamo, a jak się modli? - machał zapamiętale w okolicach splotu słonecznego w skupieniu.
- Żegna... - zabrałam się za tłumaczenie.
- Nie. Dlaczego żegna? Nie żegna, tylko modli.
- Ten system ruchów to przeżegnanie się, modlitwa następuje po nim. W górę, yhm, dobrze, w lewo najpierw, w prawo to prawosławni. Chociaż w Twoim przypadku все равно. Po cóż Ci to żegnanie się? Tak z ciekawości pytam.
- Będę się modlił, żeby moi bliscy i krewni na całym świecie mieli dobrą noc. A Bóg lubi modlitwy w konkretnej postaci.

Jemu chyba też vse ravno...

KOMENTARZE

24 września 2016

Amator sztychów, akwafort, akwatint

- Dziecko... Co to jest, ta ta taka karteczka? - z rozmachem puknęłam w karteluszek wklejony w zeszyt.
- Opisane nie jest? - Zainteresował się z drugiego końca pokoju tonem sugerującym, że pojęcia seledynowego nie ma, o czym rozmawiamy.
- Opisane... - prychnęłam jednocześnie oglądając uważnie drobny druczek.
- Syn, słuchaj! To jest kod do wirtualnego podręcznika! Patrzaj, jakie cuda wymyślają... Sprawdzamy! - świergotałam w ekscytacji.
- A po cóż? - Zaoponował flegmatycznie.
Żachnęłam się gwałtownie:
- Jak po co?! Z ciekawości...
- Przypominam, że mam podręcznik papierowy
- zawisł w powietrzu ton brytyjskiego gentlemana...

Są geny osobnicze. Te od picia niegazowanej wody i nieszczególnego zainteresowania nowinkami technicznymi na przykład. Jak jednak twierdzą kolejni naukowcy - inteligencję dziedziczy się po matce.
Coraz rzadziej w to wątpię...

KOMENTARZE

19 września 2016

Wężownik

- Matka, czy Apollo to bóg Słońca? - poprawił ramiączko plecaka pociągając nosem.
- Stawiam, że bliżej jednak Heliosowi, ale Apollo o ile pamiętam też coś z tym Słońcem miał.
- Helios nie - zaznaczył z mocą. - Pani powiedziała, że Apollo może być. Ustalmy, że akurat on. W każdym razie tłumaczę na etyce, że nie ma szansy, żeby Słońce jechało na rydwanie. Po pierwsze nie ma kształtu rydwanu, no okej bóg się może zasłaniać Słońcem. Ale po drugie rydwan jedzie z prędkością 48 km, a Słońce się porusza z prędkością 10 km. Za szybko by zachodziło. To fizycznie i anomaliowo niemożliwe. I matematycznie też. Co to anomalia?
- Odstępstwo od normy. Coś niezwykłego.
- Oboje jesteśmy anomaliami więc. Ja anomalią zniszczenia...
- Czego?!
- zakrztusiłam się niemal śmiertelnie.
- Lubię walczących, wojowanie i to nie przez gry.
- Sugeruję jedną możliwość, stałą i pewną - ćwicz walki rycerskie - tu Ci nikt celiakii nie wypomni, a nawalczyć się można porządnie.
- Dobra, dobra. Ty jesteś za to anomalią...
- Miłości..., cierpliwości..., współczucia...
- rzucałam pomocnie.
- ... Furii. Tak. Anomalią furii.

Od antycznego bóstwa do niezrównoważonej rodzicielki, a po drodze NASA z trzynastoma znakami Zodiaku.

KOMENTARZE

08 września 2016

Górny paleolit

Telefon zaterkotał wytrącając mnie z nieludzkiego brodzenia w dokumentacji starszej od rysunków z jaskini Chauveta.
- Jeloł! Znalazłem! A tak w ogóle to jak tam w pracy? Jak się czujesz? Boli coś? Się martwię! Dobrze? Bo u mnie dobrze! I jak u Ciebie dobrze, to dobrze! Całuski! Do zobaczenia w domu.
- Topsze... - mruknęłam w zgrzyt kończonego połączenia analizując zasłyszane słowa wdzierające się w pękające banieczki spuchniętych neuronów.
Jeszcze nie przebrnęłam przez korytarze Lascaux wijąc się w płachtach drobnego druczku, kiedy:
- No ja ze szkoły będę musiał uciec. Oczywiście nie na lekcjach, rzecz jasna. Jakieś dwie dziewczyny mnie podrywały! To chyba było nawet liceum! Dotąd... nie... mogę... się.... uspokoić.... - zachichotał młechechliwie.
Zamrugałam pogłębiając zmarszczkę między brwiami, bo mi to liceum w molochu stricto podstawówkowym wybitnie umykało, gdy:
- Do zobaczenia do zobaczenia!
Zakrzyknął dziedzic coś ostatnio w mowie dwójkowy.
Wróciłam po pracy. Pokrzyczałam z włoska. Kocham go. Spać.
Czwartek... check.
 
 
 
*jaskinie Chaveuta i Lascaux - korytarze we Francji pokryte najstarszymi malowidłami

01 września 2016

Reklama dźwignią... wiedzy?

- Młody, ogarniesz sobie, bo ja na USG flaczków pójdę. Ze wszystkich paskudnych już przygarnęłabym tę Twoją celiakię... - mruknęłam do kuchenki.
- Pogięło Cię? To już naprawdę nie ma innych chorób? Chcesz mieć sraczkę za każdym razem, kiedy coś zjesz nie tak?
- Najlepiej nic bym chciała. Znam jednak kilka mniej interesujących opcji. Przy biegunce żywotność nie spada do zera - kopiowany ruch brwi wymusił dookreślenie.
- Są schorzenia, przy których się umiera - dookreśliłam.
- Rak... - rozpoczął...
- Zgadza się.
- Cholera... - płynął dalej...

- Owszem.
- Dżuma... - i dalej....

- Tak.
- Epona...
- Ebola. Gorączka krwotoczna. Też.
- Etopiryna....

- Popłynąłeś...

Ach, wrzesień.
Wi.taj ko.cha.na szko.ło!

21 sierpnia 2016

"Fotografie to kęsy czasu, które można wziąć do ręki." Angela Carter

Już po całym szaleństwie spędza człowiek godzinę na przeglądaniu zdjęć i dostrzega efekt "Rób sobie te zdjęcia, jeśli musisz, choć wcale nie musisz, bo to chore w ogóle jest, ale jak już robisz to mnie w to nie angażuj, PROSZĘ." ... Nie zakopałam, bo nie zabrałam łopaty i tak miałam 20 kg na plecach, a obsługi hotelu nie chciałam we współudział mieszać, bo generalnie to jednak mili ludzie byli... i album "Pieniny 2016" wygląda..., jak wygląda....


17 sierpnia 2016

Chillout

- Turyści - pufnął z pogardą przedzierając się przez tłum.
- A czekaj, przepraszam Cię - co Ty jesteś?
- Czasowy mieszkaniec
- orzekł z dumą.

***

Obiadokolacja... Rzeźnia, Sajgon i poligon w Czarnobylu.

- Gołąbka jeszcze mam zjeść?! Wakacje są! Wyluzować trzeba! Ciebie, mamo w jakiejś krainie nudziarstwa chowali?


  Doczekałam się...



13 sierpnia 2016

Na Południu bez zmian...

- Uszy mi się zatkały. Piaty raz. Dlaczego Tobie się nie zatykają? - miauknęłam co rusz sztuki cyrkowe czyniąc, coby odetkać.
- Jestem odporny na góry - sapnął metodycznie prąc przed siebie - I nie waż mi się aparatu wyciągać, bo to będzie dowód na uzależnienie...
- Uch
- mruknęłam z ręką w plecaku.

***

- Lęk wysokości mam!!! Skąd Ty bierzesz tak głupie pomysły, jak ten z tą kolejką?! To że się nie boisz, nie znaczy...
- Się boisz...
- sapnęłam tępo wpatrzona w horyzont.
- ŻE CO?!?!?!
- Też mam lęk wysokości. Przecież ja się boję niemal wszystkiego. Wybieram te rzeczy na wypadek, gdybyś Ty się nie bał, żeby Ci wspomnienia two...
- ŻE CO?! Czy Ciebie, przepraszam, że to powiem, ale zupełnie pogięło?! Ty się boisz, ja się boję, to gdzie ktoś dorosły, kto to w razie czego ogarnie?!


***


- Dobra, wszedłem. Co teraz?
- Teraz się schodzi.
- Okej. Idziemy.
- Ale... Tam jest kolejny szlak. Tu się schodzi.
- Tędy weszliśmy - zauważył trzeźwo i kwaśno.
- Zgadza sie, jednak na tym polegają góry. Się wchodzi, się schodzi.
- To jakaś zorganizowana grupa pomyleńców...

Urodzony alpinista...


***


- Mamo, a co to kokaina?... Mamo, a żleb co to?... A system monetarny?... Co to jest portyk?... Mamo...
- Dziecko! Na Boga! Kto Cię nakręcił przed wyjazdem i gdzie masz kluczyk?
- wytrzymałam dwie i pół minuty.






KOMENTARZE

10 sierpnia 2016

Między ustami a brzegiem pucharu...

- Nie na.wi.dzę tego miejsca! Wyjeżdżamy! Już! Dziś! Teraz! Słyszysz?
- A owszem, owszem. Idźmy zatem.
- Dlaczego tedy? - zainteresował się niezdrowo.
- Raczyłam zapłacić za wejście i zamierzam choć przejść przez ten teren.

  Zupełnie niezdziwiona matka mruknęła z zadowoleniem, gdy...

- Noooo doooobraaaa, moooożeeee siieeę jeeednaaak poooobawieeeę.


Jakżesz to było przewidywalne.


***
- Ej, wchodźmy, da się...
- Pogięło Cię? To że Ty tu może nie wrócisz, nie znaczy, ze Polska nie chce tego miejsca zobaczyć. Płacimy, za coś muszą o to dbać!

Czteroosobowa rodzina obok omawiająca szeptem możliwość przejścia na zamek bez biletu zamarła.
- Poprosimy 4 bilety... Normalne.

***
Nie dajemy się zwieść zdjęciu - pada rzęsiście.



KOMENTARZE

02 sierpnia 2016

"wśród setki ludzi znajdzie się może jeden, z którym warto podyskutować. Reszta niech mówi, co chce, bowiem desipere est juris gentium" A.S.

- Tylko spytaj, czy to temat do dyskusji!... - wrednie zaskrzeczało tło w słuchawce.

Przypomniało mi się, jak na polach za Stębarkiem...

- Ej, kobieto, deszcz mży. Pobiegnę szybko i zaraz będę.
- Kurtkę załóż.
- E, nie. Szybko załatwię sprawę.
- Kurtka, proszę.
- S z y b k o b ę d z i e...
- zaczął cedzić przez zęby.
- Niechybnie. Kurtka. - sapnęłam do wnętrza śpiwora.
- O jesu no. Zaraz będę z powrotem.
- Wiem. Kurtka.
- westchnęłam ugniatając siennik.
- Nie...
- Ależ na boga jedynego!
- nie wytrzymałam presji - warto rozmawiać, ale TO nie jest temat do dyskusji. Bez dyskusji zatem kurtka!
- JASNE!
- wydarł się - Tak to "wszystko można omówić"! A teraz jakieś tematy NIE do dyskusji! CO będzie następne? JAK to NIE do dyskusji? Mam PRAWO dyskutować!
- Będąc na Twoim miejscu patrzyłabym już na żółto z nadmiaru moczu
- zauważyłam niedbałym tonem.
Zreflektował się.
- Wrócimy do tego tematu - zagroził wciągając kurtkę.
Jęknęłam rozdzierająco w myślach lokalizując saperkę i ewentualne miejsca na płytki dół.



KOMENTARZE

18 lipca 2016

Czipsy na ostro

Niezmienna stała w rozkładzie wakacji. Chyba nawet tak piszę co roku.
Grunwald.
Połowa lipca i cały tydzień wypasu na sienniku regularnie ostatnio podmokłym od pleców.
Nie szkodzi. Nic nie przeszkadza. Nie tam.

Pierwsze dni okazały się realizacją starej, zastygłej w nas na bazalt zasady - swoich się nie zostawia w żadnej potrzebie. Przepis na sycącą radość okazał się banalny: jedno skrzywdzone dziecko, jedna czapka, jedna chorągiew i serca wielkie, jak stąd do Księżyca i z powrotem. Może fakt, że owym dzieckiem był Terrorysta miał znaczenie, ale równie dobrze w Pomezance mógł nie mieć żadnego. Tak tu PO PROSTU jest.

Nim jednak odzialiśmy tyłki w lny i wełny szwendaliśmy się (tym razem my to my dwa, nie stadnie chorągwianie) samopas i bezkontrolnie po zakamarkach doskonale znanych nam pól, wiodąc regularne potyczki słowne, użerki, prostowania charakterów, bo "warto rozmawiać" i zwyczajne awantury. Część okazała się płodna we właściwe zachowania odnosząc tym samym właściwy psychologicznie skutek (aczkolwiek na pewno mi wypomni, że zagadywałam go na śmierć ożąc delikatną psychikę i ogólnie, jak śmiałam). W każdym razie pojawia się, tudzież powraca myślą nieskalane powtarzanie nieszczególnie eleganckich fraz szeroko stosowanych w pełnoletnich kręgach spuszczonych ze smyczy codzienności rekonstruktorów.
- Rozporek zapnij. Co Ty masz z tym rozporkiem ostatnio? Wietrzysz? Uważaj, bo, tu będę konfabulowała, przewieje Ci siusiaka i odpadnie. Ale nie zmyślam twierdząc, że przeziębiony sika znacząco mniej komfortowo, za to częściej. I jak już odpadnie, to Ci zostanie sam nabiał, a sikać będziesz przez słomkę i to na siedząco.
- Aha, chyba moja stara - prychnął leniwie usiłując wydłubać sobie oko knykciem.
Nastąpiła niejaka konsternacja.
Jego, bo zastosował klasykę gatunku najpierw mówiąc, potem myśląc i wyraźnie mu wyszło, że przegiął. A moja, bo...
- Ej, młody... Ale... Twoja stara... to... ja...


Rokrocznie okazuje się, że jak znamy się (znów teraz ogólnie stadnie), zapytani potrafimy właściwego człowieka właściwie namierzyć i wskazać, to o swoim życiu w okresie pomiędzy turniejami wiemy zazwyczaj wyjątkowo mało i rokrocznie świecka tradycja nakazuje kontrolować aktualność posiadanych danych, bo głównie "znamy się tylko z widzenia" ♪
- Te, Wiedziem, Ty nadal pracujesz w...
- Komendzie. Yhm. - parsknęłam żutym ciastem. 
- Znaczy policjant jesteś?
- Nieee, prac.... - tu stłumiono "...ownikiem cywilnym"
- Rasową suką jest. Spójrz na nią.
Podejmując konwencję zawyłam sobie radośnie, chichocząc:
- Wściekłą :) Auuuuu, OuOuOu, Auuuuu
Kilka głosów podjęło zabawę.
- Wściekłe psy należy zastrzelić. Gówno to wprawdzie da, ale zawsze bezpieczniej.
Nie kto inny. 
Mistrz drugiego planu majtający witami pod stołem i dłubiący sobie coś nieszkodliwego w kącie wiaty.

Inscenizację dotąd młody nieletni osobisty spędzał na warcie w obozie, nieszczególnie go te jasełka podniecały, stąd i nieszczególny nacisk na oglądanie, tym bardziej że matka niezmiennie w polu i musiałby się sam ogarnąć. Tym razem jednak obrotna matka wepchła dziedzica nazwiska do namiotu VIP, doskonale znanego zarówno rekonstruktorom, jak i widzom białego molochu z miejscami przy szrankach. Uchetana, jak perszeron za pługiem rodzicielka ze ściągniętym z zaprzyjaźnionego czerepu hełmem pod pachą zgarnęła potomka po oficjalce drąc klasycznie ryja na nieskoordynowaną stonkę.
- I jak tam? - sapnęła usiłując nie pogubić elementów hołubionego złomu.
- Czy ja wiem... - zamarudziło dziecko krzywiąc wąskie ustka - Siedzenia niewygodne. Miejsca mało. I żarcie bezglutenowe mieli nie takie jak lubię.
Zahamowało mnie w wymuszonym przez ciężar hartowanej stali pędzie nieznacznie. Zamrugałam oczami marszcząc w namyśle nos.
- Czekaj, czekaj, cze-kaj... Siedziałeś... w suchym... z możliwością posiłku...?
- Niesmacznego. 
Ach tak...

03 lipca 2016

Aleją jodłowo-bukową

Za plecami wspinając się aleją jodłowo-bukową po jeziornym pruciu dzioba, że "dziadek mnie topi", słyszę zlepek ciotko-siostrzeńcowy:

- Imię jakieś trzeba... Szkoda, że nie możesz grać ze mną, uczyłabyś się od mistrza...
- Ronin najlepsze jest.
- E tam. A może Endżel? To anioł tak?
- Tak. Te, siostra, a LosAndżeles to anioły po hiszpańsku?
- A jak będzie miasto aniołów? Sitiofendżels czy endżelscity?

- Dla mrówek las to planeta, a drzewo to miasto?
- Nieee, oj nie słuchałaś! A pytałem, czy słuchasz?
- To dwa drzewa, a jedno to dom?
- Ooooboszeeee...

- Wiesz, ile razy widziałem siusiaka? Tryliardy. I nie oślepłem.

- Bo widzisz, ciotka, w Mad Maxie jest przesłanie - w ciężkich czasach nadzieja może zawodzić.

Całość, włącznie z posykiwaniami, prychnięciami i wyłapaniem słów kluczy ogarnęli w ciągu minuty i czternastu sekund.

‪#‎genów‬ ‪#‎nie‬ ‪#‎wypłuczesz‬


KOMENTARZE

24 czerwca 2016

Transformacja Lorentza opisuje własności przekształceniowe czterowymiarowego continuum czasoprzestrzennego.

- Ooo rany, rany, rany.

Dziwnym trafem emocjonował się w ramach publicznie dopuszczalnych. Poważnie rozważam odcięcie Internetu, w którym uparcie "trafia" na Oddział Bardzo Specjalny i rży przed monitorem upajając się szewskimi słowotokami osiemnaście plus. Powtarzanie jest kusząco zabawne do momentu trafienia wzrokiem na bardzo specjalny ruch zaczepów mojej żuchwy... i mój wzrok. Ten system sterowania zdaje się być coraz mniej efektywny. W każdym razie...

- I oni cofnęli się w czasie, i wszystko pozmieniali. Swoją drogą wolałbym, żeby nikt nigdy nie wymyślił wehikułu czasu, bo jego użycie mogłoby zaburzyć continuum czasoprzestrzeni, co sprawiłoby, że ostatecznie czas przestałby istnieć. Mniej więcej, patrz, tak by to wyglądało, nie odwracaj wzroku, ooo tak.

Wykonał kilka skomplikowanych fikołków dłońmi. 

- I nie byłoby niczego. Ani przeszłości, ani przyszłości, ani nawet tego co teraz.

#pięknie
#uczeń #przerósł #mistrza

Osz, ku...piiiiiip 

A dla zainteresowanych odcinek wspomnianej produkcji, wybrany na chybił trafił, nieszczególnie się lubuję.



22 czerwca 2016

Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma, a ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa. ♫♪

Przed wystawą sklepu zoologicznego zaopatrującego kota z piekła rodem w specjalistyczne żarcie zmieniające stężenie wszędobylskiego amoniaku (bosze, nic w tym domu normalnym i prostym nie jest).

- Czyli, że jak Mańka [wspomniany kot z piekła rodem - przyp.aut.] kaputnie, to będziemy mieć świnkę morską... A może być królik? - gmera w kieszeniach, napisali "nie pukać w szybę", nie puka.
- Cokolwiek, co nie jest rybką, nie sika na kanapę, nie jest chomikiem i nie wymaga spacerów. Ergo może być królik - z zaciętym wyrazem twarzy wpychałam nabytą karmę do plecaka już oduczona przeliczania na łiskas.
- Więc królik i kot.
Zakrztusiłam się akurat nieszczęśliwie przełykaną śliną.
- KTO? No litości, no. Żadnych kotów. Z moim szczęściem będzie złośliwą bestią z półki "Oj, Grażynko, Grażynko, ty pulpecie", zresztą zwierzęta się upodabniają do opiekunów - dyskutować się nie nauczy po Tobie, za to po mnie charakter mieć może. Widziałeś Mańkę w pralce? "Grażyna, zamknij właz. Odlatuję." ! Żadnych kotów! Będę starą panną BEZ kotów. Co Ci się na koty nagle zebrało? - dusiłam się na trzecim biegu.
- Lubię koty. Po prostu lubię. Mańka jak była mała, nie była wredna. 
- Kto Ci tak nakłamał? Ty ją znasz dorosłą już i wierz mi, od maleńkości paskudna. Taki typ.
- To weźmiemy jakąś miłą. I pana kotka. Będą mieć kociątka. Jak się ma dzieci, to się jest milszym.
Zawiesiłam na nim ciężko wzrok. Naiwność i niech będzie, niewinność wymyka się ludzkim wyobrażeniom.
- Nie.
- Ołjesu. Będzie git.
- Nie! Może jednak po prostu kocura. Wytnie mu się jajka i jakoś przetrwam.
- OSZALAŁAŚ? Jak WYTNIE? Przecież to boli - gmernął nerwowo przy rozporku.
- Początkowo, ale potem nie boli i nie przeszkadza. Bez wycinki nie będzie kocura. Zresztą kotkę też ciachniemy. Maniuta nie ciachłam i guzkuje.
- To nie będzie kota. Ciąć zwierzaki będzie.
- I dobra. Ja jestem na tak.
- Jak będę mieszkał sam, to będę miał kota.
- Ale coś tam samowyprowadzającego się można przygarnąć, nie to że zupełnie jestem przeciwna.
- P o  m o i m  l o d o w a t y m  t r u p i e.

#dwa #lodowate #trupy
#zostaje #królik
#i #dobrze

 KOMENTARZE

18 czerwca 2016

A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój ♫

Burza pozbawiła głuchą wieś prądu. W ruch poszły planszówki, karty, świeczki i latarki. Z kurami wieś zapadła w sen. Noc w domu sąsiadującym z lipą pamiętającą Kochanowskiego i gruszą w odmianie z czasów Prus Wschodnich obfitowała w trzaski, szumy i odmierzanie odległości dachu od wspomnianych, gotowych się połamać. Pewnie z tegoż powodu o nieprzytomnej siódmej rano padło pytanie:
- Mamooo?
- To se pospałam
- miauknął rozczochrany zawój z kołdry.
- Mamoooo, a kto stworzył krakena?
- Nikt, sam się stworzył. Urósł taki.
- W sumie ocean to jego żywioł. Jakby go tak wyciągnęli do eksperymentów, to by się chyba zabił z nieszczęścia.
- Nie złapaliby go
- mruknęłam licząc na zakończenie inwigilacji.
- A Lewiatan? Kto stworzył Lewiatana?
- Bóg.
- się nie skończyło - Coś mam wrażenie, że w Biblii było o Lewiatanie, bo Kraken to mitologiczne.
- A nie Atlantydzi?
- Nie Atlantydzi.
- Czekaj, czekaj, jeszcze jedno było takie stworzenie.
- Potwór z Loch Ness.
- O właśnie, właśnie. I co on jest?
- Możliwe, że przetrwały dinozaur.
- I że on tę kometę przeżył?
- Meteor
- zgrzytnęłam spod koca.
- Meteor, tak, tak. I nie zaprosił kolegów, żeby tez przeżyli?
- To jezioro małe jest. Ryb by im zabrakło, zresztą niektóre dinozaury nie były wodne przypominam.
- A jak one zginęły od tego meteoru?
- Nie pamiętam, możliwe, że pyły zasłoniły słońce. Jedne dinozaury jedzą rośliny, a rośliny potrzebują słońca. I pewnie zimno się zrobiło bardzo. I jak nie ma tych roślinnych, bo zdechły, bo rośliny zdechły, to te zwierzęce zdechły. I przyjechał garbus i tutuuu...
- CO?!
- Co, co?
- zamrugałam w namyśle.
- Jesu. Śpij może.

‪#‎nadal‬ ‪#‎wieje‬
‪#‎istnieje‬ ‪#‎szansa‬ ‪#‎że‬ ‪#‎się‬ ‪#‎wyśpię‬

KOMENTARZE

16 czerwca 2016

Wojownik nie umiera w łóżku ze starości

Musiałam na chwilę zabrać dziedzica do pracy. Przeszło to to przez bramki, wdrapało się na pięterko, doczłapało do biurka, rozejrzało ciekawie, podało dłoń przełożonemu matki i:
- O, to ten młody człowiek. Cześć, cześć. Imię, nazwisko. [z kulturalnymi ludźmi pracuję - przyp. aut.]
Dziedzic przechylił głowę, uścisnął podaną prawicę i przechodząc do mocowania z tornistrem gruchnął:
- A ja się tak nie nazywam.
Bosze, jakie to niegrzeczne. Zrumieniałam wewnętrznie.
Wychodząc zawalczyło o czas antenowy na oczach kamer dobitniej jeszcze.
- Dzień dobry - dygnęła matka budząc szpilkami echo w korytarzu. - Dziecko na Boga, wita się - dodając cicho - to szef szefów był.
- Kolę mam w buzi - bulgotnął wzruszając ramionami zupełnie nie cicho i absolutnie nie uniżenie.


A później, później miał więcej szczęścia niż rozumu.


Nim do brzegu, to kilka faktów - dziadek Dżejek pracuje w szkole, dziadek ma wygląd "nie-wpieprz-alny", głos takoż samo.
Dziedzic póki co cherlawy jest. Za to ton ma bardzo "wpieprz-alny".
Podwórko szkolne. Czterech bossów boiska warujących przy huśtawkach. I dziedzic... Scena idealna do podręcznika samoobrony i tytułu pod ilustracją "potencjalnie niebezpieczna sytuacja, pod żadnym pozorem nie drażnić". Hitlerjugend nie czytało tego podręcznika, instynkt samozachowawczy ma dziewiczo nietknięty. Klasycznie przekonany o swojej nieśmiertelności zaczął przepychankę słowną, terytorium biorąc samozwańczo w posiadanie. W ryj by dostał niechybnie. Z nagła pojawiający się dziadek i jego charyzma ojca chrzestnego kwadratu wyciszyli bokserskie tańce nieletnich rzeźników. A terrorysta machnął czerepem, przewrócił oczami, majtnął parodię salutu w stronę adwersarzy i pufnął podkręcając głośność:
- Jesu, dziadku, co za buraki. Kazałem im kupić sobie tabletki na mózg.
Nie umrze to moje dziecko śmiercią naturalną.

KOMENTARZE

12 czerwca 2016

Stej in tacz

Weszłam do łazienki w roznegliżowanym momencie (jego zgody na wejście należy pomijać, nie czuje problemu w nagości, kiedyś mnie jak nic wezwą, że ekshibicjonista).

- Oj, ale że obrastają Ci już....? - Kiedyś obiecuję, mój mózg nadąży za słowami, tudzież zmienię im kolejność reakcji - Jaki Ty duży facet już jesteś!
- Ech, Krzysztofie Kolumbie... - parsknął pastą do zębów.

 KOMENTARZE

05 czerwca 2016

Długi weekend

potoczne określenie weekendu, gdy dzień bezpośrednio sąsiadujący z sobotą i niedzielą jest również wolny od pracy, najczęściej z racji przypadającego nań święta. "Wydłużanie" weekendu może odbywać się również poprzez wzięcie jednego lub kilku dni urlopu między dniem ustawowo wolnym od pracy a weekendem. 

- MAMO!!! Trafiłem styropian w penisa!!! - Pół miasta słyszało. Naciągnął cięciwę...

- Ależ weekend, ależ weekend - emocjonowałam się powłócząc powrotnie nogami. - Pro Defense, turniej, lochy i sale reprezentacyjne zamku, kombinacje podwózkowe w środku nocy [nieocenieni znajomi to skarb bezcenny - przyp.aut.], McDonald, Mundurowy Dzień Dziecka, konsole, lasery... Jak już zdołam wrócić, to obiecuję, że zachowam pozycję horyzontalną po padnięciu.
- Bo okryłaś się hańbą?
- zainteresował się znad mydlanych baniek.

‪#‎48do35‬ ‪#‎pamięć‬ ‪#‎krótkotrwała‬ ‪#‎zafiksowana‬ ‪#‎na‬ ‪#‎wyniku‬ ‪#‎starcia‬ ‪#‎laserowego‬ ‪#‎przegrałam‬ ‪#‎przecież‬


‪#‎technicznie‬ ‪#‎kopanie ‪#‎płytkich‬ ‪#‎grobów‬ ‪#‎mam‬ ‪#‎opanowane‬
‪#‎kupiłam‬ ‪#‎saperkę‬


KOMENTARZE

30 maja 2016

Zabłyśnij

"W promocji odblasków, przede wszystkim wśród dojrzałych mieszkańców regionu, policjantom pomógł Samorząd Województwa, który przeznaczył pieniądze na wyprodukowanie praktycznych toreb na zakupy z elementami odblaskowymi." www.olsztyn24.com 

 
- Przetrwamy! - Zabuczało z wnętrza nadętej majową burzą torby - Przetrwamy! Albo... wyciągniemy kopyta... PRZEŻYJEMY, choćbyśmy mieli zginąć!

‪#‎grunt‬ ‪#‎to‬ ‪#‎determinacja‬

Iście matczyne podejście - w dupie, że samochody przystają na widok - głowa ma być sucha. Tylko matce już zabrakło torby.

terror calodobowy 

22 maja 2016

Nieznajomy - osoba komuś nieznana, obca.



"Witaj nieznajomy. Pytanie do ciebie mam. Czy zdążę jeszcze wrócić? Drogi dawno już zasypał czas. Za oknem cisza, najcichsza jaką znam. Taka przed burzą co zrywa dach. Witaj nieznajomy. Nawet nie wiem jak na imię masz."

- Targałem dziś kurtkę, tak jak Ty teraz. Iiiii taka pani, nie znam jej, podpowiedziała mi, żebym schował kurtkę do torby. To był dobry pomysł.
- Podziękowałeś?
- Oczywiście. Pani mi życzyła dobrego weekendu. Miłe z jej strony. A wcześniej dziewczynka ze szkoły, też jej nie znałem, spytała z której jestem klasy. Powiedziałem jej, że z trzeciej. A potem spytała, czy przybiję jej piątkę.
- Super. Przybiłeś..
. - bardziej stwierdziłam miotając się z intensywnie zawadzającą kurtką.
- Żartujesz?! - zadźwięczało oburzenie. - Nie rozmawiam z nieznajomymi!

‪#‎cośmiumkło

19 maja 2016

Kobieta z żebra mężczyzny powstała. Nie ze stóp jego, by ją deptać...



Kochać, jak to łatwo powiedzieć Kochać, tylko to więcej nic. Bo miłość jest niepokojem, Nie zna dnia, który da się powtórzyć. 

- Mamooo, kocham Cię.
- Ja Ciebie też, pchlico.
- Kocham Cię, mamo.
- Ahm. Mówiłeś już.
- Cię...
- ...kocham mamo, względnie: mamo kocham. Więcej opcji nie przewiduje nawet rachunek prawdopodobieństwa.
- Czyli mówiłem już?
- Dwa razy nie licząc tego teraz. Co się dzieje?
- Jesu no, powiedzieć Ci, że Cię kocha człowiek, a Ty, że coś źle od razu.
- Te, psycholog. Aczkolwiek coś w tym jest... To co się dzieje?
- Wyjątkiem jestem.
- Nie wątpiłam w to nigdy.
- Razem z Petroniuszem i Dobrosławem.
- Towarzystwo ambiwalentne w odczuciach nieco...
[współtworzyciele klasowej łobuzerii - przyp. aut.]
- Że co? Nieważne. We trzech mamy piątkę z zajęć, a reszta szóstkę. W sumie ocena niższa, ale jak rzadka.
- Nic nie da się zarzucić Twojej logice, jednakowoż ja bym się pokusiła o zarzucenie. Ale się nie pokuszę. Tak przy poniedziałku.
- Rzadka, rzadka. Dobra, nie o tym chciałem. Fajnie jest mieć matkę, która nie wpada na szczególnie dobre pomysły, za to jest trochę nindża i potrafi zaszaleć. Przyznasz, że muszę za Ciebie czasem myśleć.
- Ktoś musi być mężczyzną w domu.
- Jestem małym dzieckiem. Przypominam.
 
Pomasowałam świeżo pęknięte żebro z syknięciem. Szczególnie tym małym.