Praktyczne podejście do tematu gromu z
jasnego nieba w postaci nagle odkrytej celiakii. Producenci, sklepy, knajpy,
składy i dlaczego glutaminian sodu jest gut. Będzie natłok informacji.
Napisałam czym jest gluten, celiakia i jak
smażyć placki ziemniaczane, a nie zrobiłam naszego kompendium wiedzy tajemnej,
czyli co my glutno-bezglutni wyrzucamy ze swojego menu.
Zasadą jest nie producent (potrafią zmienić
nam produkt do poziomu odrzucenia), nie - istnienie lub nie przekreślonego
kłoska na opakowaniu, a skład, informacje dla alergików i uwagi poboczne.
Nie będę powielała informacji dostępnych
choćby na stronie www.celiakia.pl Raczej
skoncentruję się na naszych osobistych doświadczeniach.
Na zakupy idziemy. Trzeba jeść.
Kupujemy świeżyznę - owoce, warzywa, mięso (takie z truchła, głównie drób),
nabiał (tu ostrożnie ze śmietanami, a już absolutnie bardzo ostrożnie przy
jogurtach, jaja i mleko winny nie być stresogennymi). W wymienionych będzie
dobrze i raczej bezproblemowo. Nadchodzi jednakże pora na półprodukty.
W pierwszej kolejności oczywiście czytamy skład - i tu uwaga!
nawet, jeśli:
·
na rozum jest bezglutenowe (zdołałam znaleźć
jeden suszony groch bez informacji, ze może zawierać śladowe ilości glutenu; płatki
kukurydziane zawierają słód jęczmienny; ziemniaczane chipsy zaś zazwyczaj przy
ziemniaku to nawet nie leżały);
·
ma na opakowaniu informację, że bezglutenowe,
względnie ma oznaczenie przekreślonego kłoska (od kiedy mignęła mi mąka pszenna
na takimż, uznałam, że nie zubożeję, jeśli kontrolnie zerknę).
Skład czytamy generalnie zawsze, nawet na dotąd
kupowanych produktach, bo jak wspomniałam - potrafi się skład nagle zmienić, co
dla przeciętnego konsumenta znaczenia nie ma zazwyczaj żadnego. Nie jesteśmy jednak
przeciętni.
Informacja, że może zawierać śladowe ilości glutenu, względnie, że w
zakładzie wykorzystywane są zboża zawierające gluten oznacza ni mniej ni
więcej, że tegoż czegoś nie kupimy. Dlaczego? Bo to eksperyment. Może glutenu
równie dobrze w nim nie być, a może być. Niestety, pal licho ból brzucha (wiem,
mnie łatwo, nie mnie by bolał), ale Terrorysta w żaden sposób nie reaguje już
na gluten zewnętrznie. Obrazowo - nie umierał, choć już będąc na diecie przez
przypadek obżarł się kaszą jęczmienną, absolutnie zakazaną, bo przesiąkniętą
glutenem i nie stało się nic namacalnie, a badanie przeciwciał wykazało nadal
potężną ich obecność (zasada ich istnienia jest prosta - przeciwciała są, jeśli
występuje czynnik drażniący, tu gluten; nie drażni, nie ma przeciwciał). Ergo
cały burdel płonie we flaczkach i łatwo nieświadomie szkodzić. Po co szkodzić?
Profilaktycznie unikamy więc każdego możliwego zagrożenia.
A teraz do brzegu. Na co zwracać uwagę? Jak wiemy odpada mąka
pszenna/żytnia/orkiszowa/razowa/pełnoziarnista i z ogólnie dostępnych każda po
prostu. Stosujemy uparcie ryżową (przerzucam się na mielenie ryżu po siurpryzie
dotychczasowej, gdy na stale kupowanej zauważyłam nagle nowość, że może
śladowo), ziemniaczaną, kukurydzianą i tapiokę. Gryczaną sporadycznie, bo wali
kaszą niesamowicie i po pierwszym upieczonym bezglutenowym chlebie zbrzydła
nam. Jaglaną ostrożnie, bo Terror jest dodatkowo niedoczynnym hashimkiem (ot
tarczyca nie do końca zdrowa), a w tym proso jest raczej niewskazane (jak i
tofu, soja, kapusta, brokuły, szpinak, rzepa, rzodkiewki, w skrócie tak). Mamy
w spiżarce egzotyki typu mąka kokosowa, migdałowa, kasztanowa czy żołędziowa, i
sporadycznie ich używamy. Gotowych mieszanek z wiadrem chemii nie stosujemy.
Bezwzględnie odpadają też: słód jęczmienny i
wszystko co ma w nazwie słód/słodowy, skrobia modyfikowana/roślinna (i
wszystko co w nazwie ma pszenicę/pszenny), maltodekstryna (otrzymywana
przez częściową hydrolizę skrobi), maltoza (cukier słodowy) i dekstroza
(patrz maltodekstryna, a jaka to skrobia - nie wiadomo, jeśli nie napiszą).
Glutaminian sodu to nie to samo, co gluten ;). Aczkolwiek choć dozwolony, to
jednak warto go nie nadużywać jednak, niezdrowy jest i podobno jednak śladowo
gluten posiadać czasem potrafi.
W każdym razie wierzcie mi, poważnie uszczupla to wszystko dotychczasowe
zakupy. Trzeba szukać odpowiedników, sprawdzać, czytać i nie ustawać w
wysiłkach. Czasem wpada się na potrzebny produkt przypadkowo.
Nasze sklepy to głównie: Biedronka, Tesco,
czasem Lidl, Kaufland, Alma, Auchan i Społem. Dlaczego dwa pierwsze? Mamy blisko :),
ale głównie dlatego, że ich produkty są świetnie opisane pod kątem alergenów.
Coraz częściej zresztą alergeny są pogrubiane i wypisywane pod właściwym
składem. Tak dla ułatwienia. Częstokroć mięso w osiedlowych, a warzywa/owoce w
warzywniaczku po drodze z pracy.
Knajpy są w Olsztynie sprawdzone
przez nas, ale z takich ogólnodostępnych:
- Green Way zazwyczaj (takie wiecie wege…., zazwyczaj opisane mają co i jak);
- Grycany lodziarnie oczywiście nieciasteczkowe gałki, aczkolwiek pamiętajmy,
że jednymi gałkownicami gałkują, więc się ten gluten z ciasteczkowych lodów
przenosić może;
- warto przeszperać pokłady Internetu i poszukać w opisach restauracji – sporo
tego teraz, zachęcam do przyjrzenia się projektowi „Menu bez glutenu”;
- w McDonaldach rzekomo frytki i lody, napoje gazowane, soki i sałatkę Grilowany Kurczak Premium z każdym sosem może cielaczek skubnąć.
Blogi, które na początku ratowały w
nierównej walce z przyzwyczajeniami znajdziecie. Internety od tego puchną
ostatnio.
Przy okazji hrabia zabierając młodzież na rejs zrobił riserdż w żywności
liofilizowanej. Istnieje coś takiego – gotowe dania, które zalewa się
tylko wrzątkiem – koszt do 50 zł.