31 lipca 2014

Cudze chwalicie, swego nie znacie, ergo… w gazecie


Był taki moment, kiedy świat uznał, że warto mnie promować, a raczej wywlec na światło dzienne. Zadzwonił telefon, pstryknęła migawka w aparacie, zapikała wymiana maili i oto jest... gazeta internetowa z nami na stronie 33… „Made by. Warmia i Mazury”

A ja rosnę i rosnę, ale...

Odkryłam rzecz zastanawiającą. Przy całym swoim geniuszu w żonglowaniu słowami Terror nie chwyta ironii. Pełna dosłowność...
- Patrz mamo, ranka, ranka, ranka. Skąd to niby jest? - prezentuje otarcia na łokciu i kolanie.
- Pokazuj... Hm, aha, yhm, widzę, widzę. - zerkam z ukosa rejestrując, czy on na serio taki przejęty.
- I to ile!
- Taaak, ale to co? Umierasz już? Czy może jeszcze poczekasz?
- Ty jak coś wymyślisz... Nie umiera się od takich ran.
- zupełnie poważnie.

No wiem, wiem, że nie...

15 lipca 2014

Christ ist erstanden. Anno Domini MMXIV



Žalgiris et Nīdaspils A.D.2014. Witaj na powrót świecie. Potomek okazał się osobnikiem niespotykanym, nieodmiennie ciekawym dla otoczenia i upierdliwym dla rodzicielki (vice versa).

Inscenizacja prima ad Nidzica:
- Ale jak to każdy musi coś robić? Co ja mam robić? Zbroi nie mam!
Umęczona kawalkadą:
- Dzieci z kobietami uciekają, o ile nadal pamiętam coroczny scenariusz.
Zachłysnął się:
- No, bogowie! Nie jestem tchórzem! Nie będę uciekał, jak tchórz.

Nie uciekał. Odprowadził chorążego. Nadąsał się. Zrobił sobie z kijka i tekturki wygrzebanych spod drzewa chorągiewkę dopingującą Krzyżaków. Popatrzył, jak mu tłuką chorążego i uznał, że na takie atrakcje jest jednak jeszcze za młody (myśl ta trwała w nim do inscenizacji drugiej, tylko).

Patelnia grunwaldzka. Dnia nieokreślonego, z pewnością jednak po aklimatyzacyjnym trzecim:
- Mógłbym, wiesz, na tym Grunwaldzie już zostać na zawsze...
- O patrz. Ponieważ?
- Idę, a wszyscy mówią: "Wojtusiu, co tam?", "Wojtusiu, gdzie idziesz?", "Cześć Wojtusiu."

***
W tymże miejscu matka wspomnianego Wojtusia dziękuje wszystkim wspierającym zarówno ową matkę, jak i owego Wojtusia w tymże generalnie trudnym Grunwaldzie. Ale głównie dziękuję Wam za to, że mogły się w moim synu zrodzić takie myśli, bo to tylko dzięki Wam.
***

Dobre rady pana ojca... Dzień późniejszy. Patelnia trwa, dzieć wydaje radośnie kieszonkowe przeznaczone na niemal cały miesiąc wojaży. Wojaże się zaczęły. Dopiero. Ostatecznie tuląc Kostropata (smoka pluszowego) rozpoczyna perorę:
- Pamiętaj. Żeby nie być niegrzecznym słuchaj mamy. Też słuchaj taty. A jak nie będzie miał nic mądrego do powiedzenia - słuchaj swojej intuicji.
Weszłam w konwencję. Popełniłam błąd, gdyż:
- Mamo, o rany. Smok jest tylko maskotką. Nie można go niczego nauczyć.
Niepodważalne.

Inscenizacja secunda ad Grünefelde:
- Znaczy tak, Ty idziesz z blachą?
- Się zgadza.
- Na pole?
- Prawda.
- A ja?
- A Ty nie, bo niepełnoletni jesteś. Ja idę tam funkcyjnie, zatem nie będę mogła się Tobą zająć. Możesz jednak usiąść przy barierkach i patrzeć.

Nadął się:
- Tak to ja nie chcę. To ja idę na wartę. Wpisz mnie.

Został wpisany. Na warcie przesiedział godzin cztery. Legitymował każdego nie ufając żadnemu ze swoich zmysłów, ergo ile razy byś przez bramę nie chciał przejść musiałeś machnąć identyfikatorem i odczekać chwilę potrzebną na przeczytanie nazwy chorągwi. W przypadku braku właściwego lub jakiegokolwiek identyfikatora pobierał myto i zaszczycał reprymendą. Sprawdził nawet własną matkę. Prawdopodobnie był to najsumienniejszy wartownik w obozie Pomezanki.
edit:
Przypomniały mi się Wici. Genetyczna połówka Terrorysty zasila szeregi chorągwi polskiej. Tamże też chwilę spędził podczas prezentacji poszczególnych chorągwi Terror. Co jakiś czas przybiegał na drugi koniec pola do macierzystej jednostki krzyżackiej. Odprowadzam na powrót do ojca:
- Przyprowadziłam element dywersyjny.
- Eee tam. Zdradził się w kamuflażu. Nie chciał wyjść pozdrowić króla.
Uśmiechnęłam się nieznacznie pod nosem. Przed Wielkim Mistrzem nawet ukląkł.

Koleżanka zauważyła:
tak sie naśmialam mowie Ci
przypomnialo mi sie
jak czytam Twoj post
przyjechalam w niedziele i mowie do Niego "Czołem Wojtek!" a On pobiegl gdzie i krzyczy "nie patrz na mnie!" hahahaha

Widocznie nawet osobliwości mogą bawić. To dobrze. :)

14 lipca 2014

Wakacje in progress



Rozpoczynamy kolejny z założenia letni etap terroryścinej edukacji. W żniwach pomagał nie będzie, ale co się nagada to jego... 

3 lipca

Rozmowa telefoniczna, czyli wakacje in progress.
- Do lasu mnie wzięli. Dwie godziny kazali chodzić. Głód czułem. Jagód nie zbierałem. Grzyby dwa. I pewnie! Najlepiej to się gubić, nie do samochodu wracać!
- Ale czekaj. Czekaj. Przeżyłeś?
- A jak sądzisz? NIE przeżyłem!


Jak nie przeżył, to nie przeżył...

27 czerwca

Terrorysta pozbył się nadmiaru blond pazia z czerepu. Kilka ciach-ów i +10 do "dorosłości".
- Holender. Dzieć, aż normalnie... Zdjęcie Ci mogę zrobić?
- Tylko bez autografów proszę.


Zblazowany z lekkim pufnięciem.

22 czerwca

Wieczorne czytanie z Terrorem. Słyszę podnosowe literowanie szeptem słyszalnym w łazience:
- u - s - r - u - b - k - i... - po czym na głos - w środku!
... o.0 ...
- k - o - ń - c - u...
- następnie całość - oknem!
... o.0 ... że się pozwolę sobie posiłkować emotką. Nie żeby to pierwszy raz był. Ot, zawsze mnie zadziwia poziom kompatybilności pomiędzy literami, a ich zbiorem. Rzecz jasna czepiać się nie mogę. Wynik literowania zgodny jest z zapisem w książce, sam proces zaś... cóż. Kogo ostatecznie interesuje, jak efekt został osiągnięty. No, chyba że to matematyka. Tu znajomość wyniku idzie w parze z absolutną nieumiejętnością zapisu działania, w ramach którego wynik wyjść powinien. Kiedyś przywyknę. Oczywiście, że nie przywyknę. Ale ... muszę?