26 lutego 2015

Ukraina w ogniu



"Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą"...... mały sroko-gryf z wulgarnym rozruchem zwojów i pupą pawiana. 

17 lutego
Jednym z ćwiczeń jest rozruch neuronów poprzez szukanie rymów...
- Stół.
- Wół.
- Git, kot.
- Płot.
- Okej. Luty.
- Hmmm... Powiedziałbym "fiuty", ale nie ma takiego słowa...

Parsknęłam chichotliwie. Nie ma, nie ma...

23 lutego
Utknął na sedesie. Rosół prawie gotowy, praca domowa czeka. Zaryzykowałam. Zajrzę - myślę. Zaglądam. Siedzi dzieć ze spuszczoną głową. Zagadnęłam z troską:
- Co tam? Się dzieje coś?
"Z młodej piersi się wyrwało w wielkim bólu i rozterce":
- Muszę Ci coś wyznać...
- Jesu... - Jęknęłam nie bardzo wiedząc, co to wieszczy, ale na wszelki wypadek. Takie jęknięcie nie zabije ostatecznie, a nuż okaże się właściwym.
- Muszę... Cały dzień to ukrywałem... Nie wiem... Nie wiem, jak Ci to wytłumaczyć... - boleśnie, co chwila cmokając żałośnie.
Złapałam się na szukaniu krwi w okolicy i analizowaniu zawartości plecaka... poćwiartowanych zwłok sobie nie przypomniałam.
- Ja... - podniósł twarz z zamkniętymi oczami, pokiwał czerepem, zwiesił na powrót.
Litościwie milczałam w oczekiwaniu.
- Tak mocno w szkole podcierałem pupę, że mnie teraz boli - wypalił w końcu.
Jemu kamień z serca widocznie, a ja zaczęłam akrobacje alpejskie, żeby się nie udusić, wyglądać na zmartwioną i wykazać zrozumienie jednocześnie. Poległam.


24 lutego

Ukraina w ogniu. "Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą"...
- Mamo - Rozkminia widocznie. - Jak mnie teraz wezmą do wojska to tak samego?
- Ale dlaczego mieliby teraz Cię do wojska powoływać? - Uniosłam brew.
- Wojna będzie u nas, to muszą.
- Nie będzie i nie muszą.
- Jestem synem żołnierza, więc...
- Jeśli by mobilizowali, to wszystkich mężczyzn zdolnych nosić broń, niezależnie od rodowodu.
- Ale ja to tylko snajperkę umiem nosić.
- Uczą posługiwania się różną bronią. W przyspieszonym tempie.
- Umiem, w końcu ojciec jest żołnierzem, i dziadek był.

Tu mnie przystopowało w wędrówce.
- Który dziadek? - Dopytałam uprzejmie.
- Noo, Dżejek.
- Hhhhmmm. Dziadek to raczej do wojska poszedł malować samochody na pomarańczowo w mundurze, odwalić wielokrotną samowolkę, a na koniec dostać zegarek w nagrodę. I za jego czasów, zresztą jak i za czasów Twojego ojca wojsko dotyczyło w zasadzie każdego pełnoletniego chłopca.
- Ależ tradycja!


Przeanalizowałam w myśli swoje słowa. Nie, nie pomyliłam się. A przed chwilą pytał o pochodzenie rodziny i herby. Cóż...

25 lutego

Z ojcem, a w zasadzie ojciec pokątnie, dzieć omawia zdobycze karpackie.
- Cytryn mam. To kamień bogactwa.... - przypomniał sobie -... i sztuczny minerał.
Ojciec zauważył, że gdzieś ma naturalny. Podzieli się. Wtrąciłam się zza kulis:
- Jak się nie błyszczy, to nie weźmie. Lubi błyskotki.
- O tak, bo ja jestem gryfem!
- triumfalnie obwieściło dziecko.
- ...sroką - mruknęła matka.

18 lutego 2015

Szkoło, szkoło



Się ze szkoły wypisać chciał. Patrz, jaki... sowa. 

Po tym, jak świeżo po feriach potomek przywitał mnie informacją, że wypisuje się ze szkoły w trybie natentychmiastowym, z takimż samym skutkiem, a rzeczonej szkole ktoś do rozsądku musi przemówić (problemem okazał się przymus wczesnego wstawania, Terrorysta jest ewidentną sową), wiedziałam, że szkoła nie powiedziała ostatniego zdania i zgrzyt nastąpi. Przyjmijmy, że intuicja. Roboczo.
Niemrawo się odziewa w szatni. Pstryk, przypomniał sobie coś wyraźnie. Łoho. Nie jest git. Nadmierne ożywienie nigdy nie wróży dobrze, względnie zawsze oznacza sprawę do wykrzyczenia.
- Mamo, mamo, mamo. Nie uwierzysz. Pani powiedziała, że ci którzy mało czytają, mają przeczytać pierwszą część elementarza do końca! Rozumiesz? Ale czy rozumiesz? Do końca. A tam jest na Boga, kilka bardzo trudnych tekstów... Chyba panią duch opuścił!

Wspomniany Bóg, ale ducha przyjmuję.
Definicja: "ci, którzy mało czytają" zdołała mi umknąć. Skoro uważa się za takowego, niech czyta. Nie umrze. Tylko dobę wydłużę.

17 lutego 2015

Policyjnie, żołlinowo, pachnąco



Była sobie weekendowa kumulacja. Tłusty Czwartek, piątek trzynastego, Walentynki. I w zasadzie ... tylko Walentynki j a k o ś obejszliśmy. Z naciskiem na jakoś... 

11 lutego
Gość w dom. Zdarza się czasem. Gość płci zgodnej. Z matką zgodnej, kobieta znaczy. To ma znaczenie, czy też znaczenie mieć będzie w dalszej części tekstu.
Kolejna godzina plotek. Dzieć realizuje plan dnia, gdy z jego pokoju, w którym nadprogramowo klocki składał słychać:
- Mamaaa...
- Mamo
- odruch taki, bo w języku polskim wołacz nadal istnieje.
- A czy ona zostaje na noc?
- Ona imię ma i nie, Kasia nie zostaje na noc.
- Aha.
- A co? Chciałbyś, żeby została?
- rzecz jasna drzemy się przez salony do siebie, taka niewychowana jestem. W sumie głównie leniwa zapewne. Kasia się chichra przysłuchując.
- Nic by nie szkodziło.
- Super! To znaczy, że mogę zapraszać na noc...
- Eeee, NIE!
- No jak nie? Powiedziałeś, że nic nie szkodzi, zatem jakby jakiś mężczyzna...
- Tylko koleżanki z rycerstwa!!! Żadnych facetów! Żadnych!!!
- Kasia nie jest z rycerstwa
- zauważyłam trzeźwo.
- Mamo, z pracy przecież też - zapewne przewracając oczami.

Oj, mamo...
Się śmiałam, że mnie to nie będzie dotyczyć. Przepadło. Nie zdążyłam. Terrorysta.

Wpis na życzenie Pani Policjant. Smacznego:)

12 lutego
Od rana co rusz słyszę prucie:
- Żolin, Żolin, Żolin, Żoliiiiinnnnn!!!!! ♫ ♪

Terrorysta w stylu country.

14 lutego
Walentynkowo.
Oko otwarłam z ledwa. Nieznacznie, bo mi się coś kotłować przy ramieniu zaczęło. Słyszę na wpół senne:
- Mamo, te Twoje perfumy... No nie mogę się powstrzymać, jak Ty pachniesz pięknie.
Na wszelki wypadek nie dopytuję, czy aby słyszałam na jawie. Pławię się w zapamiętanych słowach.
Walentynkowo.

12 lutego 2015

Ciasteczkowy potwór



czyli owsiane mega ciacha z czekoladą i rodzynkami. 

Tłusty czwartek. Dzień pączkowy. Po zeszłorocznych pączkach szczerze nie chciało mi się walczyć z olejem i ciastem. Tym razem postanowiłam wykorzystać resztki posiadanych mąk, w tym paczuszką owsianej. Wyszły. Glutenowi zachwyceni, a dzieć.... cóż, wróci ze szkoły, to się dowiem (dowiedziałam – był).


U nas mąka owsiana i zlepek mąk różnistych posiadanych. Rodzynek Terrorysta nie chciał, zatem jest wyłącznie czekolada w dużych kawałkach. 

Z oryginału na żywca przekopiowane:

"1 1/4 szkl mąki
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczki soli
225 g masła
1 szkl cukru
1 szkl ciemnego cukru trzcinowego
2 jajka plus 1 białko o temp. pokojowej
3 szkl mąki owsianej
2 tabliczki czekolady mlecznej(każda po 100 g), połamanej na małe kawałki
1 szkl drobnych złocistych rodzynek
Piekarnik nagrzać do 170 st C. (Termoobieg – 150 st C)
W misce wymieszać suche składniki: mąki, sodę i sól.
Masło zmiksować na puszystą masę (ok. 1 minuty). Miksując dodawać cukier i ucierać jeszcze ok. 5 minut. Kiedy masa będzie gładka i puszysta, dodać jajka.
Miksując dodać suche składniki. Powstanie lekko klejące ciasto. Dodć rodzynki i czekoladę, wymieszać łyżką.
2 lub 3 duże blachy wyłożyć papierem do pieczenia. Przy pomocy dwóch małych łyżeczek nakładać ciasteczka na blachę zostawiając między nimi 5-cm odstępy.
Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec 12-15 minut. Nie dłużej – mimo iż gorące ciasteczka będą miękkie, po wystudzeniu lekko stwardnieją, z zewnątrz pozostaną chrupiące a w środku ciągnące.
Wstudzoe można przechowywać w metalowym pudełku lub słoju ok. 4 dni.
Smacznego!"