30 grudnia 2017

Sto lat, sto lat... Wróć. Najlepszego nowego roku!

Nowy rok przyjdzie jeszcze starorocznie ze sprawdzianami i całym tym chłamem okołoszkolnym, wszak rada pedagogiczna czeka na zamknięcie semestru i a nuż uda się podciągnąć klasówkami opornym to, co było olewane przez pół szkolnego roku. Oboje z dziedzicem nie pojmujemy, dlaczego ta "troska" obejmuje pełen skład klasy, grunt jednak że obejmuje i trzeba przyswoić wiedzę. Dziedzic przyswaja, matka rykoszetem.
Tym razem przyroda.
- Rzeknij dziecko, co kształtuje krajobraz polskiego pasa pobrzeży?
- Wiatr i piasek.
- Z trzech wiatr jest dobrze. Piasek nie. Ponawiam pytanie.
- Mnie to interesuje skąd się ten piasek w ogóle wziął?
- Chemia. - Odpowiedź skonstruowana zgodnie z niewypowiedzianym tłem pytania, bo odnosi się ono raczej do teorii Wielkiego Wybuchu. Ryzyk fizyk.
- Ja myślę, że Ziemia na początku była zimną,  szarą skałą w obojętnym Wszechświecie.

A jednak.

Czego się nie robi, żeby nie odpowiedzieć na pytanie, na które się odpowiedzi nie zna, bo proces powtórzenia odwaliło się po łebkach.
Nie poszło.
Jak zawsze.
Matka Gestapo nie zapomina.


06 grudnia 2017

A rano zrobię jajecznicę....

- Rozmyślałem dziś w szkole nad życiem.
- Ale tak dokładnie to...? - zabłysnęłam faktów nie sklejając zbytnio.
- Popatrz. Nie widzę swoich uczuć, mogę je tylko pokazać innym. Nie widzę swojej twarzy.
- A w lusterku?
- A co jeśli lustro nie pokazuje mojej prawdziwej twarzy? Co jeśli to wszystko to tylko film nakręcony przez los? Zagubiłem się na chwilę.

#dwanaścielat

22 listopada 2017

Bazyli le Świń

Ślęcząc nad warzywami przygotowywanymi do zupy przypomniałam sobie o ważnej kwestii:
- Młody! Bazylowi nie dajemy ziemniaków zwykłych. Ani ich obierek. 
Sapnęłam zadowolona z wypełnionego obowiązku.
- Chciałbym Cię poinformować, że zbilansowana dieta świnki morskiej nie przewiduje jedzenia obierek. Te jedzą świnie. 
Cmoknął znad pracowicie odrabianej matematyki.
Zamarłam pomna tego, że Bazyl właśnie buszuje w ścinkach włoszczyzny, którą go hojnie obdarzyłam.
#ktomupowie ?

16 listopada 2017

Metody motywacyjne

Od progu przywitał mnie:
- Dziś ja myję naczynia. Z testu dostałem trójkę. 
Po czym ochoczo (!) podreptał do kuchni.

Pamiętam, że z ojcowych prób nauczenia mnie pływać wyniosłam umiejętność biegania. Jednak mycie naczyń w formie kary za słabe oceny nie miało sprawić, że dziedzic nauczy się myć naczynia... tak jakoś.

07 listopada 2017

Dziedzic sam w domu

-Mamooo. Odebrałem dziś przesyłkę od kuriera. 
- Bój się Boga, dziecko! Ale przez zamknięte drzwi to raz i dwa, niepełnoletni?
- Eee tam zamknięte. Otworzyłem przecież...
***
- O. Wyciągłeś ze skrzynki gazetkę Jehowych. 
- Jesu. Otworzyłem kobiecie z sekty?
***
- Dzwonił dziś koleś z informacją, że dziewczyny po czterdziestce mogą sobie jakieś badania zrobić. Powiedziałem mu, ze nie jestem dziewczyną. A on dalej swoje. To rzekłem: Wypad! I się rozłączyłem. Gdyby przyszedł, to bym go...

No nie wytłumaczę mu, że nie otwierać...
Z filmów edukacyjnych wybrał Kevina samego w domu i mu się bohater wkręcił.

25 października 2017

Sto lat, sto lat ♫

"- Co tam? - rzuciłam przez ramię przyłapując dziedzica wzdychajacego nad pusta klatką.
- A nic. Tak tylko. Chciałbym już te świnkę mieć. A tak czekam i czekam, i ojciec nic nie załatwia.
- Spokojnie. Ja Ci obiecuję, że będzie. Tylko może nie taka przygarnięta. Bardziej zdrowa i młodsza. - pocieszałam zrezygnowańca.
- Ale, mamo, przecież takie stare i chore potrzebują domu najbardziej. - kolejny raz uczył mnie empatii, mimochodem, nie odrywając czoła od prętów klatki": 
Przypomniałam sobie scenę patrząc na Bazyla siejącego dowodami swego świńskiego istnienia.
***
- Wróciłam! - zakomunikowałam dysząc uchetaniem po dniu w biurze.
- I jak tam dzień w pracy? - zapytało uprzejmie dziecko faktycznie zainteresowane odpowiedzią.
- Spokojnie. Jak wspominałam szefowie pojechali i ...
- I jak Ty sobie dałaś radę?! - wszedł mi gwałtownie w słowo.
- Na luzie. Przecież to do ogarnięcia jest...
- Ale tak wszystkimi dowodzić? Poprosiłaś o pomoc któregoś z chłopaków?
Pominęłam milczeniem kolejne wtrącenie się.
- Są kobiety-szefy w tej firmie - zganiłam nutę seksizmu. - I ogólnie, co ja bym tam niby miała i dlaczego ja?
- Dobra. Nie dobijaj własnego potomstwa.
W umyśle urwipołcia nieustająco praca w mojej firmie oznacza wyłącznie pracę w mundurze i od razu na wysokim stołku. Jak u komentujących w Internecie urzędnicze pensje...

Podobno minęły któreś urodziny bloga. Minęły na pewno, bo blog jest zodiakalną Panną, jednak zupełnie nigdy nie pamiętam daty.
Z tej okazji zatem dwie historyjki. Prezentowo.

21 października 2017

Dyspraksja - co robić, jak ćwiczyć?

Przy okazji akurat rozważanego problemu przejrzałam zawartość bloga pod kątem "potwora" i... ze wstydem zauważyłam, że nigdy i nigdzie nie zamieściłam obiecywanych po wielokroć ćwiczeń, które wspomagają rozwój małego dyspraktyka.
Zamieszczam je zatem dziś z uwagami, które pomogą zmobilizować młody mózg do efektywniejszej pracy.
Powodzenia.


Uwagi i dodatkowe zadania wspomagające koncentrację i przetwarzanie (poznawałam je na kolejnych spotkaniach u terapeuty i znajdowałam w różnych zakamarkach sieci lub różnych książek):

1. wszystkie ćwiczenia z zagłuszaczem - grająca muzyką, szeleszczącą piłką,
2. ćwiczenia naprzemienne na napompowanym materacu wykonywać, żeby musiał człek młody równowagę utrzymywać (a ruchy naprzemienne to "dotknij lewym łokciem prawego kolana; dotnij palcami prawej dłoni lewej pięty; dotknij palcami lewej dłoni palców prawej stopy" itp.), 
3. masaże to najprościej popularne wierszyki "pada deszczyk, idą panie na szpileczkach, idą słonie" itd.,
4. ćwiczenia na piłce polegają na utrzymywaniu równowagi na piłce gimnastycznej np. małolat kładzie się na niej na brzuchu i tupając dłońmi (niczym w popularnej "taczce", która zresztą może być także doskonałym ćwiczeniem, jeśli dzieci lubią być trzymane za nogi i tupać dłońmi po podłodze) sunie w przód do woreczka gimnastycznego/piłki, które następnie wrzuca do stojącej ciut dalej miski,
5. posąg to nic innego, jak polecić dziecku stać nieruchomo i usiłować je przepchnąć, na bok lub w przód/tył - ćwiczy właściwe napięcie dyspraktycznych mięśni i odpowiedzi mózgu na ciało,
6. ustawianie ciała w przestrzeni to wykonanie polecenia typu "stań przodem do okna i lewym bokiem do szafy"
7. strzałki - na kartce rysujemy strzałki w dowolnym układzie, pokazujemy dziecku kartkę, zadaniem jest pokazanie narysowanej sekwencji za pomocą ruchów rąk według zasady: strzałka w prawo to prawa ręka podniesiona w bok, strzałka w lewo - lewa ręka w bok, strzałka w górę - prawa ręka w górę, strzałka w dół - lewa ręka ruch w dół; inny wariant tego ćwiczenia to napisanie w dowolnym układzie liter "L" i "P" - zadanie polega na wytupywaniu właściwą ; lewą lub prawą; nogą kolejnych liter

A. rymowanki - słowo, na które trzeba znaleźć rym (np. prowadzący mówi "stój" - dziecko odpowiada choćby "bój"), może być też w formie łączenia wyrazów podobnych brzmieniowo
B. sekwencje ruchowe np. zrób kolejno trzy pajacyki, dwa podskoki na obu nogach i jeden na lewej
C. sekwencje słowne np. powtórz za mną "drewniane drzwi, zielona skrzynka, kwaśna cytryna"

D. wyrazy na karteczkach, coś jak memory - prowadzący pokazuje trzy wyrazy dowolne, dzieć powinien cicho w myślach je przeczytać, po czym z pamięci powtórzyć (serie po 3 wyrazy) liczy się prawidłowa kolejność  w powtarzaniu tych wyrazów
E. leżenie na kocu na brzuchu z czymś ciężkim na plecach - koce, poduszki (max 5-6 kg) - młodzik odpycha się dłońmi i stopami od podłoża do tyłu - z każdym odepchnięciem wypowiada słowo na wskazaną na początku przez prowadzącego literę - taka sama pozycja i przepychanie się do przodu, gdzie każdy ruch to słowo na ostatnią literę poprzedniego wyrazu
F. ruch i mowa np. klaskanie rytmu z jednoczesnym wypowiadaniem sylab wskazanego wyrazu i powtórka.

Co ważne - dziecko musi skończyć zadanie, nawet jeśli się poddaje i nie chce, to nie można mu pozwolić na wycofanie się w połowie ruchu; mniej powtórzeń owszem, ale tylko tak.


Zdjęcie wyabstrahowałam z pierwszej opinii dziedzica, zawiera większość stosowanych przez nas przez 2 lata ćwiczeń.

17 października 2017

Uciec z Krety

Praca domowa w toku. Plan mitu o Dedalu i Ikarze. Natrzaskane kilka punktów już. Już wzięli i wylecieli z wyspy, i się już Ikar zapomniał, i te skrzydła pracowicie z wosku lepione mu się już wzięły i roztopiły, i...
- Punkt szósty. Śmierć Ikara.
- Serio? Weź to rozwiń. Tamte to zdania złożone a tu takie o. Coś o upadku w odmęty morza.
- On o wyspę dupnął.

Wziął i...
A wywód w szkole zaczęłam od "Rozumiem, że używanie słów wulgarnych jest spowodowane nieznajomością języka polskiego i należy rozważyć korepetycje".

16 października 2017

Under der Linden

Gdym porą nocną w to ustronie
przyszła, mój miły już tam był.
Tulił mnie mocno na swym łonie.
Dotąd mam słodycz w głębi żył.
Czy całował? Rozdział z chust? 
Tamtaradej.
Patrz na czerwień moich ust.
Otóż pora faktycznie niemal nocna, a tematy sensualne. Parki nieco wieczorami już ciemnawe i się chyba z tego powodu dziedzicowi ukluło pytanie.
- Mamo. A kiedy jest bardziej romantycznie - iść na miasto za dnia czy nocą?
- W zasadzie nocą. Ale usiłuje dociec dlaczego i mi wychodzi, że. ... pojęcia nie mam.... gwiazdy? Księżyc? W ciemne miejsce można wejść i się całować.
- Zginąć raczej. Nie wiem, skąd masz te rewelacje, ale w każdym szanującym się filmie to w ciemnych miejscach się ludzi morduje.

To ewidentnie nie jest jeszcze ten czas. Ale już zaraz?

14 października 2017

Jajecznica dyspraktyczna

Dyspraksja nie zniknęła. Jest, ale funkcjonuje z nami tak sprytnie, że zauważam ją wyłącznie w sytuacjach wyjątkowych w swym dyspraksyjnym absurdzie (lub kiedy taguję posty na blogu ;) ). Dziecię wszak mam jedno i od zarania dziejów dokładnie takie, a innych nie znając jego ekscentryczność traktuję jako normę. Więcej o życiu z dyspraksją [wiem, w większości znacie to z autopsji, nie, Wasze dzieci nie muszą mieć tej dysfunkcji, najprawdopodobniej z tego wyrosną, dyspraktyk nie wyrośnie i ma takich niby-norm dużo i nieustająco - przyp.red.] znajdziecie pod stosowną etykietą na blogu - dyspraksja
Do brzegu.
Celem uzupełnienia jeszcze historii dopiszę, że opisywane czynności wykonywał był, ale ostatnio przed wakacjami. Czas minął, a co za tym idzie, a do czego nadal nie przywykłam, zatarła się pamięć dziedzica.
- Jajecznicę smaż. - krzyknęłam z łazienki plącząc się w ręczniku i własnych włosach.
- Okej.... Tylko... jak to szło?
- usłyszałam w odpowiedzi.
Zaczęłam więc instruować szczęśliwe dokonawszy większości czynności i mogąc powoli udać się w stronę kuchni. To jeszcze byłam w stanie pojąć. Instrukcje są stałym elementem funkcjonowania.
- Jajka wyjmij, miskę, widelec, sól, pieprz, patelnia, masło.
- To wiem. Dalej.
- Jajka wbij do miseczki.
- Żółtka tylko?
- Nie. Całe.

I tu zapadła cisza. O tyle niepokojąca, że nie usłyszałam charakterystycznego chrupnięcia skorupki. Ani jednej. Kroku nie przyspieszałam, w pałacu nie mieszkamy, ale zaintrygowało mnie.
- Dopraw i wymieszaj
- zdołałam jeszcze dopowiedzieć, nim...
Zastałam dziedzica nad miseczką, w której spoczywały dwa jajka. W całości. W skorupkach. Wisiał tak nad tą miską z tępym wzrokiem. Nie pasowało mu nic. Mnie informacja o doprawianiu i mieszaniu też by w takiej sytuacji nie pasowała.
- Całe powiedziałaś
- usprawiedliwił, kiedy charknęłam mu za plecami usiłując się nie zaśmiać.
- Ale rozbić i całą zawartość skorupek wlać.
- Ale... jak to? Powiedziałaś, że nie żółtka? A one są w środku.

Jajecznicę ostatecznie sobie usmażył.
Sam.

11 października 2017

Matko Bosko Teologiczno

- Mamo. A wiesz, że teraz w szkole...
A we mnie poziom zacietrzewienia poszybował wysoko do samiuśkich Tater na sam dźwięk słowa  (uwarunkowania psa Pawłowa).
- ... omawiamy chrześcijaństwo. I weź mi wyjaśnij. Twierdzą, że na początku był Bóg. 
- Yhm. - Mruknęłam potakująco. - Na początku było Słowo...
- A ta mi Szekspirem. 
- Biblią - dookreśliłam usłużnie - i nawet to Słowo stało się Ciałem. Tylko chyba później. 
- Dobra, dobra. Tylko skąd wtedy szatan?
- No jak. Bóg stworzył anioły. Część się zbuntowała i voila. Ale... Czekaj. .. coś mi tu....
Spojrzał na mnie przeciągle niczym kot oblizujący się po śmietanie.
- Łapiesz? Gdyby tak było, jak mówisz, to dobro by zawsze zwyciężało. Bóg zawsze bedzie silniejszy od diabła, którego stworzył. Zawsze. A tak nie jest. Musiałyby istnieć dwie równorzędne siły. Więc Bóg nie istniał od początku sam. Albo to bez sensu wszystko.
I poszedł.
I zostawił mnie z ta myślą, że faktycznie...

03 października 2017

Co ma wspólnego kruk z sekretarzykiem?


Poranki zawsze oznaczają dywagacje. Sok jabłkowy i mleko w połączeniu z potężną dawką niedospania tworzą coś w rodzaju intelektualnego napalmu, przez co porozumienie przebiega, albo nie, na poziomach nieprzewidywalnych.
- Mamo ooo. Mogę muzykę puścić? Tylko, kiedy jem. - zastrzegł charkając orzechami. 
- Absolutnie nie - siorbnęłam herbatą - i tak jesz z szybkością średnio rozgarniętego, nażartego ślimaka. 
- Ojjjj. Weź nooo o. 
- Poczytaj. - Zaproponowałam śledząc literki.
- Jesu. Ale serio? Tak od samego rana?
Podniosłam wzrok. Nie czyta się wprawdzie przy jedzeniu, ale od lat właśnie przy śniadaniu znajduję na to chwilę i pora dobra, jak każda inna. Zmieszał mnie. Wzrok podniosłam najwyraźniej znacząco. 
- Ty jesteś zboczona z tym czytaniem. - Dodał tonem wyjaśnienia. 
Aha. No tak. 
- Mamo ooo. 
Spięłam się w sobie szykując riposty na temat czytania.
- A jak powstały kontynenty?
Przecież. Temat z poprzednim równie związany, co kapelusznikowy kruk z sekretarzykiem.
- Na początku ("było Slowo" chce się rzec, ale nie tym razem) był jeden ląd i jeden ocean. Na skutek ruchów płyt tektonicznych tenże ląd rozerwał się na kawałki, które z czasem od siebie odpłynęły i tak oto powstały kontynenty. - Kiedyś przeczytam encyklopedie, będzie mi odrobinę łatwiej...
- Jak listonosz.
Zamilkłam. Na to nie byłam przygotowana. Z niczym mi to nie współgrało. Zupełnie. 
- Z kim? - Zaryzykowałam potwarz o brakach w rozumowaniu.
- Ale... nie rozumiesz?! 
Zaczęło się. 
- Błagam. Taki rzucający gazetami. 
"Bosze" - skwierczała kora mózgowa.
- Wyjaśniłem najprościej już.
- Aaach. Ale to musiałby rzucać swoimi nogami...na przykład. - Dokończyłam niepewnie.
Spojrzał. Z takim politowaniem, że o bogowie. Ale przełknął. Nie skomentował. Tym razem.

02 października 2017

Smok Wafelski

- Praca domowa jest. - Zakomunikował grzecznie, do rzeczy, zgodnie z prawdą. Jeśli komunikował, to znaczyło wyłącznie, że oczekuje pomocy. Komunikat bez takich oczekiwań ograniczał się do krótkiego potwierdzenia, że a i owszem, jest, zrobione.
Czekam na dalszą część. 
- Kraków to....
- Miasto - odpowiedziałam rzeczowo i sensownie.
- Osz matko. Rozwiń jakoś. 
- Dlaczego mam rozwijać? - Zainteresowało mnie z nagła, bo przecież jeśli o coś pyta i każe mnie, to pewnie właśnie ja nie powinnam się w to mieszać. 
- Potrzebuję do krzyżówki, a hasło to Kraków. 
- Rozumiem. Czekaj. Już coś mi świta. Jeszcze moment.... Wiem! 
Pełne radosnego oczekiwania napięcie można było pokroić na zgrabne trójkąciki. 
- Otóż... Podejdźmy do sprawy logicznie. Z czym kojarzy Ci się Kraków? - zatrzepotałam rzęsami. 
- Z Bazyliszkiem - odpowiedział automatycznie, jednak... - Hej! To nie....
- Bazyliszek to Warszawa. - Ucięłam szybko klującą się pretensję. 
- To Wawelek. 
- CCC...???
- Ten od owcy.

W smaczku poniżej mamusia Gestapo zaczepia słownie na pierwszym planie, a Terror w tle lekturę czyta.

21 września 2017

Sasquach, mityczne zwierzę żyjące w Górach Skalistych.

- To tak - zaczęłam pomna dotychczasowego doświadczenia, że rzeczy różnej wagi należy należycie wprowadzać stosownie wcześnie, bo życie mam jedno i doprawdy szkoda go na dąsy dziedzica i kajanie się późniejsze, za stara jestem i nie ze mną Bruner te numery.
- To tak  - nadal ja - Idę tylko po koszulkę i znikam. Do domu po treningu tej swojej krav magi wrócisz sam. Uznajmy, że odległość ze szkoły to nawet po godzinach jest akceptowalna. Umrzeć nie zdołasz. 
- Ojjjj - zabuczał cienko.
- Ale że co? - burknęłam przecież doskonale odczytując buczenie. - Że niby przyjść mam?
- Taaaaak. 
- Proszę Cię, ale Cię proszę, no weź, daruj - gra na zwłokę uskuteczniana z wizgiem się odbywała.
- Ale kiedy ja się pewnie czuję w Twojej obecności, mamo. 
Oho, wołaczem jedzie. Gra na zmiękczenie po jego stronie boiska.
- I że niby tak do matury, jak z dzieckiem, dzidzią maleńką za rączkę? - zaczęłam grę kolejną, tym razem...
- Na ambicję chcesz mi wjechać, jak sądzę? Dobrze zgadłem? Czy Ty mi aby na ambicję nie chcesz wejść? Ha ha ha. Kobieto. Nie uda Ci się. I przypominam, dzieckiem jestem. Nadal.

Co w temacie dziecka potwierdził rankiem jeszcze.
- Wielka stopa moja... tfu Twoja znaczy, ale w sumie matkowa trochę - szczebiotałam nabożnie nad potomkiem i jego częściami ciała, co to mi tak nagle wyrosły. 
- Zauważyłem, że coś ostatnio nie mówisz "stopka, brzuszek". Dlaczego? Lubię tak. Milej.
Może dlatego, ale tylko może, że kopyto ma już mojego rozmiaru...

Czy aby dzieci się jakoś teraz właśnie fizjologicznie nie usamodzielniają już? Może mojemu nikt nie powiedział, że ma?

11 września 2017

"Małe dzieci nie dają spać, duże – nie dają żyć". przysłowie żydowskie

Piątkowym popołudniem piętnastowieczny psalm miał swoje 15 minut.
- Mamo, mogę sobie pizzę odgrzać?
***
- Mamo, dziadek już po mnie przyjechał.
***
- Mamo, kurcze,  przykra sprawa. Zapomniałem od Klemensa ludzika lego swojego. Przeszedłem się do niego i odebrałem, ale przy okazji przez przypadek wziąłem jego ludzika. Pertraktuję z dziadkiem, żebyśmy odwieźli, bo Klemens będzie się martwił. On jest bardzo uporządkowany.
W tle słyszę protestującego z wizgiem dziadka, że on nie, bo samochód na podnośniku, że praca na wsi, że czas, że zimno i wilki jakieś.
- A może w poniedziałek oddasz, w szkole?
- Wiesz, nie chciałbym, żeby źle o mnie myślał. Wolałbym od razu.
- Jest to pomysł, jednak myślę, że jak ładnie przeprosisz, może z jakimś drobnym łakociem, to Klemens Ci wybaczy. Kupimy jakieś żelki.
- Myślę, że aż tak mu nie będzie przykro.

Wcisnął ludka w kieszeń dziś wychodząc do szkoły.

Kręci się blond pejsik w ramach przysłowiowej chciwości?

04 września 2017

Empatia pozwala ludziom odbierać emocje innych, tak jak uszy odbierają dźwięki, bez niej jesteś emocjonalnie głuchy.

Router padł. Swoim zwyczajem po klasykach z ponownym włączaniem, resetem i konfiguracją według instrukcji sprzed eonów, po przeszperaniu sieci, po kombinacjach z zaciśniętymi zębami i kamienną twarzą poziom frustracji tez zwyczajowo rósł w matce z nieubłaganą szybkością górskiego potoku. Niebezpiecznie zbliżał się do poziomu rzucania sprzętem i ostatecznie płaczu. Rzecz jasna to były tylko elementy wspomagające nieustające prace nad sprzętem. I kiedy nastrój osiągnął apogeum, przed nosem wyrosła mi nastoletnia rąsia z chusteczką higieniczną. Po czym z pokoju obok usłyszałam rozmowę telefoniczną. 
- Dziadku, słuchaj, Ty ją znasz od dziecka. Co jej poprawi humor? Ja nie mogę patrzeć, jak ona się tak martwi. A nie znam się na komputerach.

Kochany mój... :*

03 września 2017

Mkną po szynach niebieskie tramwaje przez wrocławskich ulic sto.

Tylko oczy otworzył, zaczęła się cowyjazdowa litania. Nim wyszliśmy z hostelu, już miał plan na umieranie w wyniku zbyt wielu przedreptanych kilometrów i umowatoumowaatypowiedziałaśżetylkojednomiejsceiwracamy.
- O nie! Miał być obraz!
- Nie wpuszczą, na godziny jest. Wyprzedane teraz rano.
- Nie idę na te wyspę.
15 minut później, szczelnie wypełnione "patrz most z kłódkami/jaki PIĘKNY kościół/a wiesz,że...?".
- Nie wejdę. Tu zostaje. Rozumiem, że Ciebie jarają kościoły, matka, ale mnie nie. Nie wchodzę. Powiedziałaś, że tylko JEDNO muzeum. Ja siedzę, Wy zwiedzacie.
- Hamburgera dostaniesz kolejnego... *[we Wrocławiu w Galerii Dominikańskiej otworzyli pierwszy w Polsce fast food sprzedający bezglutenowe hamburgery - sprzedaję wiedzę szukającym, co nie znaczy, że ładnie przekupywać potomka. Ten egzemplarz czasem można, jak się jest matką, która z chęcią chodziłaby dobę, byle wykonać plan maksimum]
- Dwa - [przypominam, hamburger]... [właściwe gramatycznie to hamburgery]
- Ty tu bez targów,  proszę. Jeden. Ale nie marudzisz.
- Myślę.
....
- O kurna, nie! Nie idę znów!
Zdesperowana matka odniosła się do sprawdzonych metod. W telefonach zainstalowane juz Geocatching, Pokemon Go...Tym razem argument miał być więc ostateczny.
- Krasnoludki. Będziemy szukać krasnoludków! - w myślach fiknęła koziołka zwycięstwa.
- NIE!

I kropka.

22 sierpnia 2017

Hapi birstdej

- Ładnie, ładnie.- zamruczał zza ramienia wprawiając matczyną dłoń w nerwowe drżenie.
- Tylko, jakbyś tu nieco dociągnęła...ooo...no doskonale. Niezła w tym jesteś.
Pochwalił matkę od lat parającą się realizacją tortowych wizji potomka. 

Tym razem gniecenie mas plastycznych ograniczyłam i dodałam formę płynną lukru, i całkiem przypadkiem wyszło, że tort tegoroczny sponsorowała firma Dr.Oetker. Było czekoladowo, pomarańczowo i bez glutenu. Dziedzic zeżarł. Drugi rok z rzędu uczestniczy w konsumpcji, a to znaczy, że się matka stara. W każdym razie pentagram check. Witaj przyszłoroczny pomyśle. .. 


20 sierpnia 2017

Niech Ci gwiazdka pomyślności...

Podczas, gdy ja gniotę lukier na pentagram... W tle trwa zabawa.
- Mamoooo!
- Mama Ci tu nie pomoże...
W tle trzask otwieranych drzwi.
- Oooo. Tatoooo!
- Co tam? - zakrzyknął wywoływany.
- A on nie chce się ze mną bawić.
- Oj, młody. Daj ciotce klocka. Niech też się pobawi. - zainterweniował dziadek Dżejek.
Ciotek zachichotała jadowicie.
- Mamo. - Tym razem był to dziedzic. - Zbudowałem łowcy kibel w domu. Obczaj go.

Całe życie z wariatami.

08 sierpnia 2017

A na Łysej Górze wiedźmy...

Scenka rodzajowa na Łysej Górze. Matka z ciotką rozważają niesprawiedliwość świata polegająca na pchaniu w stan kapłański co ładniejszych przedstawicieli płci męskiej, oczywiście bezczelnie oglądając przy tym skład mijanych pielgrzymek i żrąc jabłka, gdy zza ich pleców daje się słyszeć:
- Spylajmy stąd. Osy mnie atakują. 
Matka rozejrzała się podejrzliwie. 
- Tu nie ma os. 
- Jak nie ma, jak są. Jedna mnie tu oblatywała. - Zauważył z przyganą. 
Matka nie zdążyła unieść brwi, kiedy znad jej prawego ramienia zabrzmiał poważny głos ciotki:
- Nie.nawiązuj.kontaktu.wzrokowego.z.nią.

Łomatkono.

07 sierpnia 2017

A Ziemia toczy, toczy swój garb uroczy...


Po zboczu Gór Świętokrzyskich potoczył się w dół szlaku krzyk:
- HEJ, MŁODY! CZY TY WŁAŚNIE POSKARŻYŁEŚ SIĘ BABCI, ŻE ZOSTAŁEŚ NA DOLE?!
- TAAAAAK. A CO?
- Jesu Kryste. - jęknęła matka z niedowierzaniem patrząc na słuchawkę telefonu przed chwilą robiącego jej wykład o empatii i odpowiedzialności głosem Babci De.




05 sierpnia 2017

Winter is coming


Z okazji Międzynarodowego Dnia Piwa, choć zupełnie niezamierzenie nam wyszło. Dziedzic krwi i nazwiska wrócił z wywczasu u hrabiego. Na wstępie rozświergotał się i rozradośnił oraz włączył tryby "światło, nosisz je w sobie" i "home, sweet home" - wróciła opcja dialogowa. 
Dziedzic ogląda telewizję. Nic w tym szczególnie odkrywczego. Poza domami z programowym brakiem odbiornika, w zdecydowanej większości dzieciom oglądać się zdarza. Jednakowoż Terrorysta ma dobór programów wybitny. Prym wiodą więc wszelkie Trudne sprawy, Szpitale, Policjantki i policjanci, Detektywi w akcji i Sprawiedliwi. Gumballa pomijam. Ten akurat się w wiek nieletni wpisuje. W każdym razie dzieć zasiadł wieczorem przed ekran. Poza wątkiem głównym kryminalnym wywiązał się problem rodzinnych perturbacji bohaterki z córką. Padła rada o babskich ploteczkach z maseczkami z ogórka. Matka cmoknęła z przejęciem, co rusz zerkając na potomka. Nie wytrzymała. 
- Z Tobą to chyba na piwo. Bym musiała. 
- Nie mogę piwa. - Skwitował, jak zawsze trzeźwo.
- Ale czarnego Jacka Danielsa możesz. - Tym razem trzeźwo błysnęła zorientowana matka.
- Bosze, bosze na coś Ty mnie skazał? Już musimy?
- No, nie no. Jak będzie potrzeba. Porozmawiać...
- Nie ma. Zapamiętam. - Dodał szybko uprzedzając szykującą się do dalszych wywodów matkę.
Czarny Jack Daniels.
Politura do mebli.
Już mi źle. 
Jak trzeba, to trzeba.
Zima nadchodzi...

20 lipca 2017

"Skauting nie jest czymś , co się robi na obozie i zbiorkach , tylko jest to nowy sposób życia" O.Drahonowska-Małkowska

Matka Gestapo ma pomysły nieprzewidywalne, jak ona sama. Ciut nie pogoda w górach. Do tego doświadczenia i poglądy na ich temat też ma interesujące. Nie jest ambitnym przykładem matki, wiec zdarza jej się przenosić swoje wizje na dziedzica. 
Wymyśliła obóz. Między Bogiem a prawdą obóz wymyśliła drużyna harcerska potomka, matka natomiast tylko się zapaliła do pomysłu. Odwrotnie proporcjonalnie do chęci terrorysty. Pojechał jednak. 
Matka nie wkalkulowała płci własnego dziecka. Tak jakoś. Przecież wychowanie miało wszystko warunkować. Tak jakoś. Oszukali.
- Synu mój drogi - matka krytycznie odrzuciła spojrzeniem pryczę i wybebeszony plecak - a powiedz Ty mamusi, ile Ty razy przez te bagatela półtora tygodnia slipy zmieniałeś na przykład, hę?
- Eee. Raz - machnął czerepem niezrażony.
- Aha... - nastąpiła efektowna pauza - A co zrobiłeś z jedną trzecią zawartości plecaka, bo jakoś wyraźnie jej brakuje?
- Pojęcia nie mam. Też się zastanawiałem już. A na pewno tego nie było tyle tylko? - Zainteresował się niezdrowo i jakoś nie na miejscu.
Matka Gestapo jęknęła w duchu z miną doskonale kamienną. Zaryzykowała ostatni raz świadoma pełnego wachlarza możliwości po codziennych telefonach.
- Ale harcerstwo jest nadal cacy, czy trauma pod psychologa i umrę z nieszczęśliwości?
- To pierwsze, ale nad obozami to się jeszcze pozwolisz zastanowię.

Pozwolisz.

20 czerwca 2017

"Ludzie starzeją się, gdy przestają się bawić"- M.Twain

Zaczął się właściwy czas na rozmowy i planowanie.
- Młode, jaki tort chcesz w tym roku?  [5 lat temu wprowadziłam świecką tradycję i od tej pory umartwiam się nad tortownicą z corocznym kryzysem kreatywności]
- Czekaj, myślę. Mam! Wymyśliłem! Projekt rysuję. Proszę.
Zerknęłam na maźnięte ołówkiem dzieło. Zaczęło mi kiełkować, że najwyższy czas już przestać tworzyć te torty, umrę nad tym.
- Omów mi to, jakbyś mógł. - Poprosiłam słabym głosem.
- Mamy tu tak, diabeł na pentagramie, ze skrzydłami.
- Aha. - Tylko tyle zdołałam wykrztusić.
- Niezły pomysł - mały demon napawał się wizją.
- A jak kolory? - brnęłam w kreację z piekła rodem. Nomen omen.
- Pentagram czerwony, a szatan czarny. Skrzydła szare.
- Czy może być niebieski? I może z rogami jednak? Wiesz, diabły to z rogami, nie skrzydłami. Będzie mi ciężko...
- Przepraszam Cię, ale każdy może sobie wyobrażać diabła, jak chce - sarknął - I nie, nie może być niebieski.
- Ale taki tylko barwnik mam - oponowałam niemrawo.
- A jakby tak wymieszać kolory? - Nie poddawał się.
- To wyjdzie sraczka - zauważyłam trzeźwo.
- Ale nie, że choroba taka?

#niechoroba
#pentagramnatorcie
#jedenaścielat


18 czerwca 2017

Dzień Matki w jurze

Od kiedy pozbyłam się w tempie szybkim, niestety kolizyjnym z podłogą całego szklano-kryształowego wnętrza witryny - zyskała ta właściwy witrynie aspekt i ustawione w niej przedmioty doskonale widać w formie skromnej ekspozycji.
Zauważył. Musiał, bo prysznic został mi nagle przerwany burknięciem pod drzwiami.
- Pamiętasz tę laurkę na Dzień Mamy?
- Pamiętam - odrzekłam zgodnie z prawdą zapamiętale orząc ramię myjką. Ciężko zapomnieć widok siebie w roli jucznego T-Rexa.
Zapadła cisza. Ta z tych gęstniejących niemal dostrzegalnie i niosących ze sobą arcyważną treść, taką wymagającą reakcji, natychmiastowej.
Czekałam cierpliwie tym razem pastwiąc się nad brzuchem. Wyręczanie dziedzica jest zdradliwe i zazwyczaj przedwczesne, a przez to boleśnie zbędne.
Nie wytrzymał.
- Ale i co? Nie będzie żadnego: "Pamiętam. Śliczna była, szalenie się cieszę, że mi ją dałeś"?

#ajednak
#nonieztąmatką
#niedomyślnabefu


14 czerwca 2017

Deszcze niespokojne

Między ustami a brzegiem pucharu wiele się jeszcze wydarzyć może, rzekłabym Magdalena Samozwaniec. Takoż samo między prognozami ocen a ich ostatecznym wystawieniem. 


Dziedzic radośnie zaterkotał w połowie dnia roboczego zastając mnie zapamiętale pukającą w klawiaturę.
- Siemka! Pomyliłaś się! Myliłaś się od samego początku! Pomyłka! - chichotał w słuchawkę. 
Przeczekałam cierpliwie pierwsze emocje. Właściwa treść następowała zazwyczaj po serii wykrzykników.
- Czwórka będzie, nie trójka. Czwórka! 
Ponieważ jedna tylko trójka miała widnieć na świadectwie, fakty połączyłam gładko. 
- Fenomenalnie, Myszo! - Równie gładko weszłam w ton potomka.
- Przy okazji, przygotowuję się już do przyszłorocznego konkursu. Tym razem będę śpiewał "Na niebie wywłoki... ♧♧♧♧♧"



Gdyby nie zanucił, nie miałabym szans połączyć treści ze szlagierem. Ani poprawić.


 



08 czerwca 2017

Przed Konstantynem Wielkim

Wtorek dniem targowym. W ramach cotygodniowego rytuału rozmowy wychodzą w teren i dyskutujemy publicznie.

Przed wejściem do sklepu zapach świeżo położonego asfaltu zakręcił nam włoski w nosie.
- Co to za smród jest?! - Wyraził niezadowolenie dziedzic.
- Smoła, jak sądzę. Przynajmniej tak mi się kojarzy ta woń. - Próbowałam zabłysnąć wiedzą.
- Nie, czekaj, to pachnie jak to... no... ten taki koleś na patyku... no...
Rozumiałam mało.
- No ten, co się go do kościoła nosi...
Mniej. Coraz. Rozumiałam. Ale mi się jeden "koleś na patyku" skojarzył, za to smoła skojarzyła mi się z ogniem, ten poszedł w ciągu z patykami, i przywiązanymi doń ludźmi, i Kościołem, i wyobraźnia popłynęła... W ciągu tych ułamków sekund patrzyłam na potomka tępo.
Westchnął zawieszając próby tłumaczenia. Dotąd nie wiem, o co chodziło.

Za to po wyjściu religijny temat kwitł.
- Mamy z Agatą szczęście.
- A to ponieważ gdyż? - Wykazałam zainteresowanie wyraźnie akcentowanym ciągiem dalszym.
- Uczymy się na historii o początkach chrześcijaństwa. W starożytnym Rzymie szalenie tych chrześcijan prześladowali. Dobrze być takim nie za dużym wyznawcą.

Nowa definicja niepraktykującego politeizmu...

06 czerwca 2017

łac. ego – ja + centrum – środek

- Siemka - zaświergotał w słuchawce dziedzic.
Trele wskazywały wyczulonemu matczynemu uchu, że oto usłyszy miłe wieści. Przynajmniej miłe w mniemaniu dziedzica, a jego mniemanie potrafi znacząco odbiegać od matczynego. W każdym z razów już ćwierkał niezrażony moimi domysłami.
- Był test z całego roku z matematyki wczoraj.
- Wiem - zauważyłam ostrożnie.
- Wyniki pani podawała. Dostałem piątkę i szóstkę z dodatkowego zadania. Zabrakło mi chyba dwa, nie, trzy punkty.
- Trzech punktów - naprostowałam delikatnie. - Doskonale mądrasku! - nie ustępowałam dziecięciu w radosnym tonie.
Nie był to jednak koniec przekazu.
- Mam zdaje się swoją wielbicielkę. Podeszła do mnie na przerwie jakaś dziewczynka i spytała, jaką mam średnią, skoro tak wygrywam wszystkie konkursy. To jaką mam? - nie dał mi wgryźć się w rewelację.
- Jakoś cztery sześć - bąknęłam niepewnie.
- Jak Ty to szybko liczysz - cmoknął z wielopańskim uznaniem napompowany sukcesem.

Prognozy podawali.
Miesiąc temu.
Znaczy nie liczę. Szybko.
Wielbicielka...

05 czerwca 2017

Spagetti Carbonara

Kiedy wiadomo, że będzie mało czasu na pichcenie. Kiedy nie ma się w domu sezonowych szparagów, a potomek nieszczególnie przepada za zupą owocową. W planach rehabilitacja, praca domowa, konkurs i tryliardy zadań do odptaszkowania, a jeszcze przed tygodniowym uzupełnieniem zapasów w kurczaka i rukolę. Ach i nie pomyliłam nazw - prawdziwa nie zawiera śmietanki.
Polecam...
Zdjęcia nie zdążyłam zrobić. Zjadł nim zdołałam użyć aparatu.

SKŁADNIKI, na oko, na czuja, na ile kto ma:

makaron nitki (oczywiście bg)
ser żółty bezdziurny (dziury w serze są persona non grata)
czosnek polski (naiwnie wierzę, że ta młoda główka polska jest i nie główkę całą rzecz jasna do tej potrawy)
natka pietruszki (do oporu, bo lubię)
jajko (na dwie osoby wystarczyły... nie pamiętam, chyba jedno)
sól
kabanos (choć w oryginale boczek, no nie miałam)

I teraz tak.
Makaron gotujemy. Normalnie, byle na półtwardo nie paćkę. Ser ścieramy na wiórki, jakie się chce. Kabanosa kroimy drobno i podsmażamy. Dorzucamy doń makaron ugotowany, przeciśnięty czosnek i garść natki pietruszki pociętej. Podsmażamy, po czym dodajmy sera - miąchamy, aż się rozpuści i na to jajo rozbełtane z solą, ale tak żeby się nie na jajecznicę ścięło, a ładny kremowy sos zrobiło - znaczy mieszać energicznie.
Na talerzu posypać serem i natką, i zjeść nim zdołam użyć aparatu...

SMACZNEGO 
 :)

31 maja 2017

Bo wielkość zawsze peszy, co tu kryć

- Potrzebuję podkładu - poinformował znad obiadu błyskając niebieskimi oczyskami.
"Bosze najmilszy..." kotłowało mi się na zmianę z "myśl, przecież się nie będzie make up' ował". Ulitował się w połowie zmiany myśli.
- Pani potrzebuje. Muzycznego - uściślił.
Nadal czekałam na więcej informacji. Na ten przykład - do czego. Musiałam minę mieć jednoznaczną, bo westchnął z rezygnacją.
- Przeszedłem eliminacje.
- W konkursie mitologicznym?
- złapałam się konkretnego wspomnienia.
- Tu już po wszystkim.
Lakoniczność poziom najwyższy.
- Ale nie przeszedłeś? - zmartwiłam się gotowa pocieszać.
- Mamo. Skup się. Przeszedłem pierwszy etap, doszedłem do finału i mam trzecie miejsce w szkole. "Od uczniaka do śpiewaka" przeszedłem eliminacje.
- Ale... tak z ulicy poszedłeś? Przecież niczego nie ćwiczyłeś...
Spojrzał na mnie z przyganą.
- Nie z ulicy. Z lekcji. Z "Drobnostką".

23 maja 2017

Przystawka

Kiedy nadchodzi wieczór, w który człowiek czuje się jak kotka na blaszanym, gorącym dachu i kołdra nieznośne ciąży, rodzą się rozmowy o treściach właściwych nocom, w które ciężko zasnąć. 

- Ała, ała. Dziecko drogie do siebie to raz, a dwa weź nie dręcz. Będzie siniec.
- Kobiety - prychnął - Jesteście delikatne, jak ... jak ser!
- Że jak co? - zainteresowałam się kierunkiem myśli. 
- Ser. Miękkie i nie można ściskać. A my, mężczyźni jesteśmy jak chipsy - twardzi i chrupcy.

17 maja 2017

Co wolno wojewodzie...

- Jak się czujesz? - Spytał dziedzic codziennym zwyczajem, bo generalnie grzeczny chłopak z niego jest.
- A dobrze, dobrze. - Odparłam, wszak też sroce spod ogona nie wypadłam.
- A jak tam w pracy? Zabawny dzień?
- Spokojny. Naczelnicy wyjechali.
- W pizdu?
Czas najwyższy przemoderować zasady, w myśl których dorośli mogą czasem przeklinać, bo są dorośli. Chyba nie mogą jednak...


KOMENTARZE

15 maja 2017

Nie dawaj biedakowi ryby, daj mu wędkę i naucz go łowić. - przysłowie indyjskie

Mruczę nad fotografiami z turniejowych wyjazdów:
- Synu. Takie chłopaki chodzą po świecie, a Twoja matka nie umie nawet jednego złowić.
- Bo Ci zabrałem wędkę - odsapnął niezrażony dziedzic z buzią wypełnioną gotowanym ziemniakiem.

Nie zaczyna się zdań od "bo"...

01 maja 2017

Я пойду по дороге - простору я рад.


Dworzec PKP, Braniewo.

Pani Czyścikowa Pociągów na peronie zastała matkę okutaną zapamiętale w posiadane swetry ćwiczącą baletowe układy w tropionych plamach rachitycznego słonka i dziecko pogrążone w lekturze.
- Mamo, uspokój się proszę. Tupiesz i przeszkadzasz. Usiądź. Czytać nie mogę. 
Matka złośliwie zastepowała. 
- Skończ kobieto!... Zaraz. My tu jesteśmy sami na tym zapomnianym dworcu?
- Zagubionym na rubieżach... Zaledwie sześć kilometrów od obcego kraju i dziczy głuchej, gdzie się nierogaciznę karmi blondynami... piegowatymi...- zaciągnęłam złowieszo.
Piegowaty blondyn patrzył na mnie nie ryzykując mrugania tak długo, że zaczęłam obawiać się o przywrócenie kontaktu.
- Żartowałaś teraz, prawda?

Żartowałam?



30 kwietnia 2017

Make hay while the sun shines

Wieża Wodna. Frombork.
- Wyłącz ten telefon, nim dopadnie mnie furia. Do katedry marsz. 
- Ile tu mamy do zwiedzania?
- Więcej niż zdołasz znieść. 
- Cholera...

- Matkę całujesz tymi ustami. 

***

Edycja pierwsza. Zalew Wiślany.
- Będziesz się musiał leczyć z dzieciństwa? 
- Nie kapuję, ale że co?
- Fajne masz dzieciństwo...
- Tak!
- ... czy trudne i niefajnie? Nie dałeś mi dokończyć. 
- Jedno i drugie. Ale zdecydowanie to pierwsze.

Do wielkiej, niebieskiej wody mam nie mam pojęcia ile, ale widzę przed sobą, metrów i drugi raz wracam, bo baza pokemonowej* drużyny gdzieś tu jest.
Przynajmniej wędruje sam z siebie bez elektrycznego pastucha. 

***

Edycja druga. Wzgórze katedralne, Frombork.
- Chodź, usiądź ze mną. 
- Chryste, jak tu zimno. Wracamy na słońce. 
- Ty jesteś jakaś stałocieplna? Jak żmija? 

***

Edycja trzecia. Najmniejsze ZOO w Polsce, Braniewo.
- Koza. Dużo kóz.
- Taaaaak. Zauważyłem. Wali ich guanem. A tamta się liże po jajkach. To niehigieniczne.
- To bardzo higieniczne. Jak ma się umyć inaczej. Kopytki ma. Kopytkiem?
- Wodą...

Majówka w toku.

* Pokemon Go - popularna aplikacja-gra telefoniczna polegająca na wyszukiwaniu w terenie wirtualnych postaci-stworków

KOMENTARZE

26 kwietnia 2017

"Tomek uznał, że świat mimo wszystko nie jest taki zły."

Dziedzic lekturę czyta. Zaczął dokładniej. "Przygody Tomka Sawyera" nawet. Kiedy:
- "(...) poczytywała sobie za dar, iż umie stwierdzić, że koszula jest sucha (...)" - takie pitu pitu i suchary, matko będą do końca?
Co ja Ci synu mam? Z Twaina to wolałam "Pamiętniki Adama i Ewy".

KOMENTARZE

15 kwietnia 2017

Wesołych wielkanocnych

Święta, święta i po świętach.
W tegorocznie więcej Terroryście więcej ubyło niż przybyło, ale nie stępiło to zupełnie umysłu brzytwy:
- Pozdrawia i całuje!
- Powiedz, że też przesyłam mu buziaki. Aaaaaa, jednak nie. Całowanie nie jest męskie. To powiedz, że ściskam mu dłoń na odległość.

Etap na dorosłość w toku.

KOMENTARZE

09 kwietnia 2017

NasTroje dwóchIch


Kiedy rozszerza się krąg zainteresowań personalnych...

A po zbiórce:
- Czy my tą drogą nie do....?
- Owszem. Jechaliśmy.
Zapiszczał błagalnie.
- Co? Nie!
- No chodź. Odwiedzimy.
- Nie odwiedzimy. Ma odwiedziny.
- Pamiętam. Rodzina. To my też możemy.
- Nie jesteśmy jego rodziną, tylko znajomymi.
- No właśnie. Znajomymi. I to takimi bardzo lubianymi. A to prawie rodzina.

Szybkie przysposobienie.

Zajrzał mi przez ramię podziwiając komodę na zdjęciu.
- Oooo. Co to?
- Mebel. Zdaje się.
- Zrobił?
- Skręcił.
- Sam?
- A pomagałeś?
- Wiem, że to dla niego niedobre, ale ja się nie znam.
- Dlaczego niedobre? Toż to młody człowiek jest.
- A ile ma lat?
- Trzydzieści.

- To nie młody. Młody to jest jak ma dwadzieścia tak. A taki to nie młody. Jak Ty.


"Nie młody" młody człowiek zaoponował był z mocą.


- I kto mówił, że jest zajęty, hę? Nie był. 

- Był. 
- Nie był. Rozmawiał ze mną. Jakby był, to by nie rozmawiał.

Powoli przeradza się to w osobistą serię tematyczną.