31 grudnia 2014

Na zakończenie starego roku 2014



Na przednówku 2015 jeszcze się Terror wykłócił o swoje jedynactwo i popisał erudycją, poliglota

28 grudnia

Poświątecznie w windzie z wiekową sąsiadką, nim ta jeszcze zdążyła temat zwyczajowo poruszyć:
- O, dzień dobry! Ale proszę tylko bez rozmów o braciszkach i siostrzyczkach. Będę musiał się takim opiekować, a płacze to jak mała dzidzia. Tak, chcę być jedynakiem.

Rozmienianie genów na drobne nie w planie.

30 grudnia

Wieczorna rozmowa z Babcią Terrorysty o pierdach by fon, kiedy nagle...:
- Twój syn rysunek machnął.
- O, niech zgadnę - wojenny?
- z przekąsem.
- Tak.
- Lądowanie w Normandii?
- Nie. Komiks. I poliglota po angielsku pisał...
- Tak jak się czyta
- zgodnym chórem obie, znamy Gada.
- Same przekleństwa! - w tle słyszę już warującego i zbystrzałego Terrorka.
- Jak Ty tam napisałeś?
- Czekaj, sam przeczytam
- rozmowa za kurtyną - "Oł szit", "O maj gad" i "ty skurkowańcu"!
- Nooo, i zastanawialiśmy się, jakie "u". Ale "głąb" napisał bardzo ładnie sam: g-ł-ą-b
- zagrzmiała dumna Babcia.

Bosze, bosze....

26 grudnia 2014

A po świętach jeszcze przedświątecznie



U fryzjera, jak stonka wymiotki, co w głowie się mieści i bez zęba. 

19 grudnia
U fryzjera:
- Uhu, miałam hipiska, mam facecika.
- Daj spokój. Ja w tym lustrze wyglądałem, jak elf
- smętnie.
- Że tak dobrze? - zbita z pantałyku.
- Że uszy mam wielkie.

Czyżby witajcie nastoletnie kompleksy?

Edit sprzed chwili:
- Pokaż żesz Ty te uszy... Szalejuś się objadł - zupełnie normalne są i do tego świetnie Ci w tej fryzurze.
- Uuuuu, ktoś tu się we mnie zakochał...
- zalotnie.

Ten to ma szybkość przechodzenia między skrajnościami.

20 grudnia
Ojcu SS mecz przetworzyć w wirtualne strategie bojowe, matce gestapo znaleźć argentyńskiego pilota i mamy niemal rodzinne spotkanie w domu młodego Hitlerjugend (oglądaliśmy trailer kreskówki „W głowie się nie mieści”).


- Mamo, mamo, nie zasłaniaj mi oczu! Moje oczy! Moje piękne, radosne oczka!
***
- Oj ciotka, przeżywasz jak stonka wymiotki...

Sobotnie wycinki.

22 grudnia
Wigilia wydziałowa. Zabił dzwon wieszcząc wiadomość sms.
"Zadzwoń" grzmiał ekran telefonu.
Zadzwoniłam.
- Siostra, młody chce z Tobą rozmawiać. Masz - w kuluarach.
- Cześć mamo.
- Cześć słońce, co tam?
- Ząb mi wypadł. To... znaczy... ja go sam sobie wyrwałem.
- Błeeeee
- słychać w tle krztuszącą się obrzydzeniem ciotkę.
- A który?
- Ten na górze. I teraz leci mi krew. I leci. I coś robić?
- Przestanie, możesz najwyżej chłodną wodą buzie przepłukać.
- Okej, to tyle chciałem, to cześć!
- ciotka womitowała nadal w oddali.

Do zobaczenia wieczorem.

24 grudnia 2014

dr Kirby sposoby na oswojenie dyspraksji



Był wyciąg z objawów dyspraktyczności, będzie kompilacja sposób na radzenie sobie z jej istnieniem, na łatanie i oswajanie potwora. Tak wigilijnie i optymistycznie, bo da się.

Opisywana już książka zawiera nie tylko kompendium wiedzy na temat tego, czym jest dyspraksja, na co zwracać uwagę i czym się ewentualnie martwić - w dużej części jest też wypełniona pomysłami, radami i drogami prowadzącymi do ugłaskania przypadłości.
Pokrótce pozwolę sobie je zebrać i przedstawić, rzecz jasna, bo nie byłabym inaczej sobą, z uwagami zza kurtyny :)

Podstawą i naczelną zasadą życia z małym dyspraktykiem (bo o dorosłym pisać będę, jak już mi mój osobisty dorośnie) jest CIERPLIWOŚĆ. Rzekłby ktoś, że bez szału, bo ogólnie rodzicielstwo jest niewyobrażalną lekcją cierpliwości samo w sobie. Zgoda. Absolutna racja, że bycie rodzicem to już sztuka. W przypadku bycia rodzicem dyspraktycznego dziecka to sztuka na miarę nieśmiertelnych sław typu Dali, Picasso czy Gaudi. Tu cierpliwość to wysiłek równy niemal temu podejmowanemu przez dziecko. Ono musi, bo inaczej nie umie; my musimy, żeby nie zwariować. Poniekąd. W każdym razie choćby proste polecenia trzeba będzie tłumaczyć tysiące razy i to niestety bez metafory, i jeszcze raz, i jeszcze. Niezliczoną ilość razy będzie trzeba podpowiadać, jak obrać banana "tym razem". A ograniczenie będzie godziło i w dziecko, i w nas. Tatusiowie marzący o sportowcu będą musieli przynajmniej na jakiś dłuższy czas odwiesić marzenia, a mamusie... no, mamusie mają ciut łatwiej :) Pamiętajmy jednak, że mamy prawo czuć frustracje, złość i zmęczenie. Nie mamy prawa natomiast kanalizować ich w dziecku, bo ono się stara, najmocniej jak potrafi. A co ważne - nie ponaglaj dziecka, pozwól mu na tyle, na ile to możliwe żyć własnym tempem. Daj dziecku czas na reakcje, przyswojenie.

Z cierpliwości wyłania się kolejna podstawa - nauka różnych czynności, przedstawianie próśb, wydawanie poleceń. Otóż, wydając polecenie upewnij się, ze dziecko cię słyszy i widzi, zwróć jego uwagę, choćby dotykając ramienia lub zwracając się bezpośrednio do niego. Wydawaj polecenie stopniowo, po kawałku, jeśli jest dłuższe lub krótko, ale konkretnie. Polecenie musi być jasne, proste i zrozumiałe dla dziecka, bez metafor, pola do domysłów, alternatywnych rozwiązań. Najlepiej przedstaw zwięzłą instrukcję postępowania, im więcej konkretnych wskazówek, tym większa szansa na poradzenie sobie z zadaniem (ale zwięzłą, jeśli jest dłuższa to "na raty"). I naprawdę unikaj przenośni, wyrażeń niedosłownych. Ewentualnie za każdym razem tłumacz znaczenie frazy.

Poddaj się rutynie. Jasny, przewidywalny plan działania znacząco ułatwi małemu dyspraktykowi funkcjonowanie. U nas wiadomo, że rano jest kolejno śniadanie, ubieranie, mycie i wyjście o stałej porze, po powrocie do domu natomiast sprawdzanie wszystkich zeszytów i podręczników pod kątem tego, co jest zadane, następnie odrabianie prac domowych, potem uczenie się, a na końcu przygotowanie lekcji na kolejny dzień, obiad, chwila relaksu, ćwiczenia, kąpiel, czytanie książki, spanie - każdy dzień toczy się wg tego planu (zmiany są, a jakże, ale nieczęste i najczęściej odgórnie ustalone, względnie Terror jest o nich zazwyczaj informowany z jakimś wyprzedzeniem).

Sukces rodzi sukces. Dyspraktyk potrzebuje potwierdzenia, że mimo wszystko potrafi, bo liczne niepowodzenia podkopują jego pewność siebie nieustannie. Czyli na przykład przy nauce jakiejś czynności na początku większą jej część wykonuj ty, a dziecku pozwól tylko dokończyć. Chwal za wysiłek, nie za efekt. W szkole będzie oceniany finalnie i choć można, a nawet trzeba porozmawiać z nauczycielem o specyfice naszego "egzemplarza", to nie można oczekiwać innego sposobu oceniania potomka. Dzieci w klasie jest stado i szybko zwietrzą "uprzywilejowane" traktowanie kolegi, będzie dym.

Pamiętaj, że słowem - kluczem są powtórzenia i to w każdej kwestii. Wiele razy będziesz powtarzał słowa, instrukcje (niezmienne podkreślam, bo każde w nich "ulepszenie" sprawi, że przez dziecko będzie traktowana jak zupełnie nowa instrukcja i a piać, kierat od początku), wiele razy będzie ćwiczona każda umiejętność, wiele razy będziesz musiał podpowiadać, jak coś zrobić lub w jakiej kolejności, i będzie to trwało zdecydowanie dłużej niż u przeciętnego dziecka na danym etapie rozwoju. Ba, może się nawet w zasadzie nigdy nie skończyć. Ćwiczenia regularne, stałe, niezmienne w przekazie są bardzo ważnym elementem - mnóstwo rzeczy da się przećwiczyć przed finalnym zastosowaniem i warto to zrobić. Warto dać młodemu pewność. I tak ma jej mało. Żywioł i improwizacja to nie są elementy kompatybilne z dyspraksją (choć między Bogiem a prawdą nieustannie jej pewnie towarzyszące z punktu widzenia posiadacza). 

I na koniec przygarść: bądź konsekwentny, zachęcaj do podejmowania wysiłku i dodawaj otuchy, ustal jasne granice, zapewnij spokój i porządek, nadaj strukturę każdemu zajęciu - niech dziecko wie, gdzie jest początek, a kiedy koniec, pamiętaj, że młody dyspraktyk dużo szybciej się męczy, więc daj mu odpocząć i przede wszystkim - podejdź do wszystkiego realistycznie.

Jak zawsze są to te rady, które odpowiadają na potrzeby Terrora. Książka odnosi się jednak również do dyspraktyków bardziej lub inaczej dyspraktycznych, także post ten absolutnie nie wyczerpuje tematu. Ale daje książkowy obraz naszej rzeczywistości.

22 grudnia 2014

dr A. Kirby - Dyspraksja. Rozwojowe zaburzenie koordynacji.



Szalenie subiektywne podejście do zdaje się jedynej książki na gruncie polskim traktującej całościowo o potworze. 

"Najpiękniejsze prezenty od losu dostajemy opakowane w problem."
- zdanie z http://www.natchniona.pl/blog, które towarzyszy mnie i Terroryście od ponad roku. Takie naczelne motto naszej jakże barwnej egzystencji, bo z założenia u nas nie może być przeciętnie :)

Wstępnie potwora opisałam w jednym z poprzednich postów. Teraz będzie mniej wstępnie.

Potwór objawił się w kwietniu. Kto by pomyślał, ze ekscentryczność Terrorka ma nazwę i to nie byle jaką, bo świeżynkę polskich rozpoznań medycznych w zakresie psychologii. A zaczęło się od pokojowej trampoliny obskakiwanej godzinami nieprzerwanie, myśli, że "ma co semestr obsuwę półroczną w dobiciu do grupy przedszkolnej" i nie kombinuje. Gdyby nie niezdrowe fascynacje matki zdobywaniem wiedzy w każdym temacie, prawdopodobnie ekscentryczność zostałaby tylko cechą osobniczą. Nie została. Sklasyfikowano ją, opisano, zweryfikowano, pogłaskano po głowie, poklepano po plecach i kazano ćwiczyć. Ćwiczymy.
W ramach dalszego hołdowania niezdrowym fascynacjom, po próbach znalezienia "czegoś jeszcze", bo nadal za dużo jest pytań co do kondycji potomka, psychicznie zwichrowana matka nabyła drogą kupna książkę - głównego bohatera tegoż wpisu. Książkę przeczytała w przerwach między farszem na wigilijne pierogi, a wieszaniem firanek. I... okazało się, że nie jest głupia, nie wymyśla, nie szuka dziury w całym ORAZ nie musi natarczywie szukać już niczego innego - dyspraksja pełną gębą. No kto by pomyślał. (Między Bogiem a prawdą to samodzielnie potwór raczej nie występuje, więc miejsca do psychologa nie zwolnimy, jednak a nuż nasz jest jedynakiem, pasowałoby).
A teraz do brzegu. Książka ma stron, niech zerknę... ponad 200. Czyta się ją szybko, sensownie napisana (szczególnie, jak się poniekąd zna potwora). Nie wierzę w to, że ja jedna jestem taka intuicyjna i stosowałam zdecydowaną większość zaleceń z marszu, bo mi wychodziło, że to działa. W każdym razie to bardzo miłe dowiedzieć się, że coś na kształt instynktu się ma, tak samo jak w głowie pracujący mózg, a nie parującą sieczkę. Zalecenia opiszę w kolejnych postach. A tymczasem...
Co "odkryłam" (vel połączyłam wewnętrzne przekonanie z wiedzą medyczną), zaraz po tym, jak wpadłam w panikę na myśl o dopiero mnie czekających wyzwaniach (książka opisuje całe życie dyspraktyka po dorosłość, bo z tego się NIE wyrasta):
- dyspraksja nie dotyczy tylko motoryki i koordynacji na poziomie ruchowym; potwór rzutuje na myślenie, emocje, mówienie, słowem na wszystko w życiu Dzwońca,
- nawet krótka, dziesięciominutowa sesja ćwiczeń/zabaw dedykowanych może coś zmienić (Boże, jak dobrze, bo nie miałam ani sił, ani zwyczajnie czasu nie miał uczniak odbębniać 45 minut ćwiczeń codziennie, więc ćwiczyliśmy seriami tematycznymi niejako),
- nie ma możliwości rozpoznania tegoż zaburzenia tak domowo, nawet lekarze maja problem, bo to szereg testów, obserwacji, wywiadów (nam to zajęło kilka spotkań i kilka godzin łącznie w gabinecie),
- mali dyspraktycy bywają emocjonalnie dużo młodsi od swoich rówieśników, i prawdopodobnie źle działają pod presją (bardziej źle niż inni),
- dyspraktyczny potomek stara się najbardziej, jak może i nie robi niczego "na złość",
- dziecko może nie potrafić przenosić umiejętności np. nauczy się wiązać sznurowadła, ale nie zawiąże już kutrzepków czapki (a szczególnie trudne będzie wszystko, czego taki maluch nie widzi - tasiemki na plecach, guziki pod brodą, ba - nawet podcieranie pupy),
- dziecko z dyspraksją musi się koncentrować zarówno fizycznie, jak i psychicznie kilka razy mocniej niż przeciętny dzieć, w związku z czym lepiej pracuje rano, niż popołudniu, a po całym dniu jest zwyczajnie wyczerpane i wycieńczone,
- dyspraktyk często nie będzie nawet podejmował prób zrobienia czegoś i będzie się bardzo szybko poddawał (i kilkukrotnie szybciej męczył niż przeciętniak, co wspomniałam wyżej),
- będzie się wiercił, reagował i funkcjonował jak kinestetyk - poprzez ruch,
- będzie miał problem z używaniem nożyczek i sztućców (stąd jedzenie palcami, wyręczanie się mamą w cięciu, a w temacie motoryki małej - w otwieraniu butelek),
- malec sprawia wrażenie, jakby jego ciało było bezwładne (tu nadal nieumiejętność bycia "pomnikiem", ale to ćwiczenie jeszcze opiszę),
- dziecko nie różnicuje ruchów i nie uczy się na błędach, czyli np. piłką rzuca za mocno lub za słabo i nie umie dostosować ruchu do sytuacji, tak samo jest choćby z przytulaniem - często robi to za mocno,
- u niektórych nie dochodzi do lateralizacji, czyli słynna Wojtkowa dwustronność (dwuoczność, dwuręczność i dwunożność)
- często pojawiają się problemy z pojęciami typu "w", "na", "pod", "obok", "za"  itd.,
- w żadnym momencie dyspraktyk nie wie, gdzie znajduje się jego ciało - zatem będzie się potykał, wpadał na ludzi i meble, podchodził za blisko, bardzo długo i mozolnie uczył się  choćby zapinania guzików (trzeba trafić guzikiem w jednej dłoni w dziurkę w drugiej), wiązania supełków, czy zwykłych czynności higienicznych,
- dziecko dyspraktyczne zawsze będzie źle znosiło zmiany, nieznane otoczenia (stąd wybitna niechęć do wycieczek, wakacyjnych wyjazdów i niespodzianek) i będzie potrzebowało mnóstwa czasu, żeby się doń przystosować,
- ma tendencje do przyglądania się zabawie innych i nie przyłączania się do niej,
- potrafi wtrącać się w rozmowę, przerywać innym, mówić za głośno i za dużo, wpatrywać się w rozmówcę zbyt natarczywie,
- dziecko z dyspraksją może często chcieć sobie wstać i pochodzić, poskakać - to często jedyny jego sposób na poradzenie sobie z sytuacją; a każda zmiana swojego położenia/położenia ciała, u innych przebiegająca podświadomie, u dyspraktyka przebiega w pełnym na niej skupieniu,
- dyspraktykowi łatwiej zaangażować się w rozmowę z racji wysokich umiejętności wysławiania się, niż wykonać proste zadanie,
- mały dyspraktyk rozumie zazwyczaj wszystko dosłownie,
- nie różnicuje stylów rozmowy, tak samo rozmawia z dorosłymi, kolegami, małymi dziećmi czy dziadkami, to samo z zachowaniem - nie jest zatem jego celem bycie "bezczelnym", nietaktownym,
- ma często problemy ze zrozumieniem zasad gry oraz co znaczy wygrać/przegrać, bywa zbyt rozentuzjazmowany zwycięstwem lub zdruzgotany porażką,
- nie potrafi przefiltrować bodźców (dźwięków, obrazów), czy informacji na te ważne i nieistotne,
- trudność sprawia mu orientowanie się w którym miejscu ma zacząć pisać/czytać,
- może mieć problem z pojęciem kolejności,
- będzie dużo lepiej pracował w warunkach jeden na jeden, niż na forum klasy/grupy,
- delikatny dotyk, czesanie czy obcinanie paznokci mogą sprawiać mu ból, w przypadku za lekkiego masażu z racji niewystarczającej informacji zwrotnej,
- dieta takiego dziecka jest bardzo wybiórcza i zdarza się, że do wszystkiego dodaje ketchup (voila! jadłby go z płatkami śniadaniowymi, jakby mógł),
- takież dziecko jest też nadwrażliwe na dźwięk i odbiór bodźców czuciowych, choćby inne postrzeganie temperatury wody do kąpieli,
- dyspraktyk ma słabe poczucie upływającego czasu (nie inaczej z odbiorem odległości i głębi) - ileż razy słowa: "Minuta i się zbieramy", oznaczały nieznaczne kiwnięcie głową i dalsze pogrążenie w rozwojowej na długo zabawie, bo minuta to przecież tak dużo,
- może być zbyt nieśmiały lub nazbyt otwarty,
- niechętnie dzieli się swoimi zabawkami, niechętnie częstuje,
- pamięć długotrwała u dyspraktyka funkcjonuje bardzo dobrze, za to osłabiona może być krótkotrwała (a ja mu ostatnio usiłowałam amnezje zdiagnozować),
- dyspraktyczne dziecko jest często bardzo kreatywne i empatyczne,
- niestety miewa bardzo niskie poczucie własnej wartości.
Oczywiście są to tylko dotychczasowe wyciągi z życia Terrorysty. W książce jest pełen przegląd możliwości potwora.
Znalazło się coś także ku pokrzepieniu serc...
Jakimż słodkim akcentem było przeczytanie, że poczucie bycia nadwrażliwym opiekunem, który sobie "to wszystko wymyśla" jest stałą bolączką rodziców dzieci dyspraktycznych (dyspraktyk wygląda jak każde inne zdrowe dziecko, ma wysoko rozwiniętą umiejętność wysławiania się, a jego zachowanie alarmuje w konkretnych sytuacjach i przy dłuższym kontakcie, w krótkotrwałym zetknięciu wybacza mu się "potknięcia" traktując jako wypadki losowe). Równie miłe były słowa: "Opieka nad pociechą z dyspraksją jest tym większym wyzwaniem. Musisz pamiętać, aby zadbać o czas dla siebie." Owszem - Terrorysta TAKI jest, ale to nie znaczy, że mnie ma być z tym lekko i że nie mogę czasem popukać rytmicznie głową w biurko mamrocząc pod nosem: dziesięć....dziewięć...osiem...
Długo było... Taki los. Tych, którzy dotarli do końca serdecznie pozdrawiam :). I zachęcę do przeczytania omawianej pozycji. Bo zapewne dotarli ci najbardziej zainteresowani tematem.

 

19 grudnia 2014

Migdałowe choinki



Migdały, miód i... lukier. Też dwuskładnikowy. A potem stary flamaster, równie stary piekarnik, o jeszcze starszej tutce do kremów nie wspominając...

300 g zblanszowanych migdałów
4 łyżki miodu

A potem mielimy w maszynce do mięsa migdały, mieszamy z miodem, zagniatamy (uwaga, trudna sztuka, ale wykonalna), wałkujemy między dwoma płatami folii i zostawiamy na pół godziny ciasto, a na końcu wycinamy kształty, ozdabiamy (nie urosną, ani nie spuchną) i pieczemy w 140 stopniach z termoobiegiem 15 minut.
Lukier to 1 białko jajeczne i dwie szklanki cukru pudru. Miksujemy, smarujemy.

I gotowe :)