28 kwietnia 2015

Angeloi, Gastropoda et Thorgal



Anioły Zamętu - demoniczne istoty asuryczne chcące zlikwidować ludzkie "ja". Mehuman - zamęt, Birta - burzyciel domów, Barbona - zagłada, Bigta – wygniatacz tłoczni wina, Abatlia – ditto, Zetar – obserwacja i rozpusta, Karkas – kołaczący, anioł zemsty...

21 kwietnia

Wiosna pełną gębą. Zwierzaki prą do prokreacji, po trawnikach nieostatnie w sezonie mlecze pną się w stronę słońca, a i ludziom się odbija atawistycznie. Dziecko ludź, choć mniejszy, zatem raczona jestem opowieściami z pogranicza szympansiej wiosenności.
- Mamuniu [samo w sobie dość oryginalne, przy wszędobylskiej "matce"], łabędzie widziałem, jak tańczyły. Powiem Ci, że pięknie. Podpływały do siebie i kręciły kuperkami [tu zaczyna się wizualizacja], a potem odpływały i znów przypływały, robiły serduszko i kręciły kuperkami, po czym odpływały i cały czas kręciły kuperkami... [przed oczami mam w zasadzie tylko wijące się po podłodze potomstwo machające zadkiem, łabędzi nie zdołałam sobie wyobrazić] W sumie dużo ptaków tańczy... [tu mi mignęło... nieznacznie... i te kuperki dopasowałam sobie całkiem po dorosłemu... czuć wiosnę].
I kiedy ogarnęłam czasoprzestrzeń, zabrałam się za niecierpiące zwłoki stada działań, odsapnęłam po milionie wykonanych, zaatakował mrukliwie:
- Ja jestem ślimak nagi... [łypnął zalotnie ślepiem] nie noszę muszli... tylko by zawadzała... arrrr...
Zmartwiałam, uniosłam brew na zaś i... wybuchnęłam śmiechem. Stonowanie. Żeby się nie spłoszył.
Machnął rzęsą.
Nie spłoszył się.

22 kwietnia

„Nazywam się Harbona, jestem jednym z siedmiu Aniołów Zamętu” - pomyślała matka.
Po czym z łazienki odezwała się pozostała "szóstka" jednym głosem:
- Mamo!...

24 kwietnia

I kiedy następuje ten moment, że przeklinasz w diabły rodzicielstwo, granica zniesiona, w myślach powoli dajesz się nieść rosnącej w tobie harpii, wyobrażasz sobie mrocznie, jak ubijasz, zakopujesz, a potem odkopujesz, palisz truchło, a ziemię posypujesz solą, kiedy wpadasz na pomysł histeryczny, bo gdzieś tam kojarzysz drugi paragraf artykułu sto czterdziestego ósmego, a masz plany rozbudowane na tę stronę muru, i kiedy z rezygnacją, choć nie beznadziejną zaglądasz do zapomnianej szafy... a potem... pasiesz się błogością... ocaliłaś czyjeś życie... na godzinę... póki czyta Thorgala.

25 kwietnia 2015

Dzień celiakii



Dobry plan wyciągnie domatora na siedem godzin z domu, przeorze nim pół olsztyńskich dróg, nakarmi, ucieszy i sprawi, ze następnego dnia wyjście z domu uzna za pomysł wart rozważenia.

A zaczęło się od Dnia Celiakii z firmą Schär ze stadem wykładów, imiennym zaproszeniem z Uniwersytetu i:
- Kobieto! Dlaczegoś mi nie powiedziała, że tu mają kącik zabaw?
- Mówiłam, ze będą animacje...
- Cześć Wojtek!
- ...dla dzieci. Widzę, że standardowo wszyscy już Cię znają...
- Nie zmieniaj tematu proszę. I że ja niby miałem wiedzieć, że te a-ni-ma-cje to kącik? 


 

19 kwietnia 2015

Ciconia ciconia et yeti



"Bocian iest ptak lutościwy bo gdy starym bocianom skrzidła wypadaią, tedy młodzy żywią ie y zagrzewaią" S. Falmirz, czyli cembrowiny i grobowce wespół z czerwonodziobymi wojtkami.

17 kwietnia

Zdarza się, czasem, nielicznym bardzo, zobaczyć mnie z rozpuszczonymi włosami. Porównywalne do selfie z Yeti. Tudzież z obrazem mnie w kiecce poza średniowieczem. Spodnie i baletnica generalnie. W każdym razie czasem do takich brewerii dochodzi, od wieków nie zdarzyło się publicznie (włos ma denerwujący zwyczaj pchać się w natwarzowe otwory, czym mnie potrafi rozeźlić skutecznie, no i jest go zdecydowanie licho ilościowo), ALE zdarzyło się wieczorem. Wparowałam z tym blond kudłem fruwającym wkoło czerepu do "salonu" uskuteczniając ogarnianie przestrzeni życiowej. Dzieć spojrzał. Raz. Spojrzał drugi i zaszczebiotał rozkosznie:
- Ależ dzień dobry pani. A kimże pani jest? - przeciągnął słodko głoski - I gdzie jest moja matka?! - zadzwoniło stalą, studnią i katakumbami.
Bezczel.

15 kwietnia

W blokach mieszka pełen przekrój różnie sympatycznych ludziuf, w tym zawsze znajdzie się przemiła staruszka głaszcząca dzieci po główkach i chwaląca co grzeczniejsze pociechy. Mam szczęście mieć pociechę publicznie grzeczną na poziomie wysokim. Pociecha ma mniejsze szczęście, bo jest w związku z tym notorycznie zaczepiana i nazywana "najlepszym wnuczkiem". Zmusza to pociechę do ustawicznego prostowania więzów krwi i uskuteczniania dyskusji "umoralniających", rzecz jasna zawsze grzecznie. Tym razem...
- Ach, dzień dobry, dzień dobry. Ja tak zawsze pytam - gdzież ta córka?
- Hmmm, to... jakby...biologicznie mało możliwe aktualnie.
- A spokojnie, spokojnie, bociany już przyleciały.

Na co, nim zdołałam zareagować, usłyszałam:
- Ależ proszę pani, proszę mamy nie zwodzić. Wiemy przecież, że bociany dzieci nie przynoszą.
...
Sama nauczyłam.

13 kwietnia 2015

Nie to, co już wiemy, lecz to, co chcemy wiedzieć-świadczy o naszej mądrości. - W. Grzeszczyk



A tu od niepamiętnych czasów więcej jest pytań niż mojego nadążania z odpowiedziami  i dziewięcioletnia głowa je nieustannie mnoży.

13 kwietnia
- Mamo, a skąd się wzięło wszystko, co żyje?
Przyśniadanne pogwarki start... niech to...
Wicie, rozumicie - barbarzyńską porą z rana minuty "lecą, jak co miesiąc" ciurkiem, plan opracowany na wstań-zjedz-ubierz się-umyj-idź i oddychanie nawet wydaje się zbędnym procesem, czas operacyjny naciągnięty jak guma w majtkach, a temu się na rozważania kosmogoniczne zbiera. Westchnęłam.
- Otóż, zależnie od przyjętego przez Ciebie systemu, Bóg/Wyższa Istota/przypadek spowodowały zmieszanie różnych krążących sobie radośnie w zupie kosmicznej pierwiastków i oto, powstało stworzonko, które najpierw sobie pluskało w praoceanie, potem wyjszło na ląd i zaczęło się zmieniać zależnie od miejsca, na które wylazło. W skrócie. Płatki wsuwaj.
- Yhm. Okej. A człowiek?
Spojrzałam krytycznie na napoczęte śniadanie wg planu mające być już zjedzonym. Gest odebrał właściwie, ruszył. I ja ruszyłam monologiem - mam głębokie przeświadczenie, ze nie zostawia się dziecięcych pytań bez odpowiedzi.
- Istnieje założenie, że człowiek to taki szympans, który uznał, że dwie kończyny do chodzenia wystarczą, a dwie pozostałe można wykorzystać do zrobienia sobie toporka.
Zjadł. Etap kolejny...
- Mamo... - jęknęłam znacząco majtając głową w stronę gaci. - A kontynenty? Jak to jest, że nie toną?
Raz... pięć...dziesięć...
- Bo one wystają nad wodę, a przytwierdzone są do dna, czyli skorupy ziemskiej... zdaje się.
Ubrał, umył, zeżarł prochy. Buty wdziewa...
- Mamo... a wiesz, że kosmici istnieją? Bo...
W myślach suną afirmacje: Ja, Magdalena, jestem spokojna i wyciszona...Wszechświat mnie wspiera... Przepełnia mnie miłość...
- Na miłość Boską, NO!!! Rusz zadek, zadek rusz, bo płuca Ci wyrwę przez pępek, jak się będę zmuszona udusić po odwalonym do pracy kurckgalopku!!!
- ...Maciek widział dowody...

... nie umarłam, jak widać
sama się sobie dziwię...

11 kwietnia

Zagląda mi i zagląda.
- Nie zaglądaj Cię proszę.
Żurawia zapuścił, odruchowo całkiem przecież. No ja go...
- Kończę. Lud pyta, muszę być online z tym Malborkiem. Zaraz zostawię samopas. Nie zaglądaj.
Nosz... znowu kośnął okiem.
- Syn... - znacząco zawiesiłam głos.
- Ależ mamo no. Tak mam. A dlaczego nie? - zainteresował się.
- Gołe pupy się tu przewijają, ot dlaczego. - rzuciłam przez ramię, dzielnie klikając kopiuj-wklej z westchnieniami.
- Phi, ja już widziałem...
- Nie wątpię, ale potrafią być i damskie.
- Twoją też widziałem... liczę... milion razy normalnie.


Na szybko wyszło mi jakieś 3000 dni znajomości, co średnio daje ponad 330 pryszniców...dziennie. Kuleje mu ta matematyka, nie ma co...

8 kwietnia

Miłości po rozstaniu ledwie chwil w świetlicy parę wystarczy, by wybrankę oczarować... czyli generalnie zaskakujące formy może przybierać ledwie trzydniowa tęsknota za rodzicielką. Serce roście patrząc na preparowane laurki.

W łóżku już będąc uraczył mnie dodatkowo wizją świetlanej przyszłości, jak to:
- Kawalerem będę. Dzieci nie będę miał. Dobrze mi z Tobą, a i Ty sama nie będziesz. Będę sobie spokojnie pracował, bez harówki gdzieś daleko stąd.

To życie mam ustawione.