18 listopada 2014

Co się je?



Praktyczne podejście do tematu gromu z jasnego nieba w postaci nagle odkrytej celiakii. Producenci, sklepy, knajpy, składy i dlaczego glutaminian sodu jest gut. Będzie natłok informacji.

Napisałam czym jest gluten, celiakia i jak smażyć placki ziemniaczane, a nie zrobiłam naszego kompendium wiedzy tajemnej, czyli co my glutno-bezglutni wyrzucamy ze swojego menu.
Zasadą jest nie producent (potrafią zmienić nam produkt do poziomu odrzucenia), nie - istnienie lub nie przekreślonego kłoska na opakowaniu, a skład, informacje dla alergików i uwagi poboczne.
Nie będę powielała informacji dostępnych choćby na stronie www.celiakia.pl Raczej skoncentruję się na naszych osobistych doświadczeniach.

Na zakupy idziemy. Trzeba jeść. Kupujemy świeżyznę - owoce, warzywa, mięso (takie z truchła, głównie drób), nabiał (tu ostrożnie ze śmietanami, a już absolutnie bardzo ostrożnie przy jogurtach, jaja i mleko winny nie być stresogennymi). W wymienionych będzie dobrze i raczej bezproblemowo. Nadchodzi jednakże pora na półprodukty.
W pierwszej kolejności oczywiście czytamy skład - i tu uwaga! nawet, jeśli:
·         na rozum jest bezglutenowe (zdołałam znaleźć jeden suszony groch bez informacji, ze może zawierać śladowe ilości glutenu; płatki kukurydziane zawierają słód jęczmienny; ziemniaczane chipsy zaś zazwyczaj przy ziemniaku to nawet nie leżały);
·         ma na opakowaniu informację, że bezglutenowe, względnie ma oznaczenie przekreślonego kłoska (od kiedy mignęła mi mąka pszenna na takimż, uznałam, że nie zubożeję, jeśli kontrolnie zerknę).
Skład czytamy generalnie zawsze, nawet na dotąd kupowanych produktach, bo jak wspomniałam - potrafi się skład nagle zmienić, co dla przeciętnego konsumenta znaczenia nie ma zazwyczaj żadnego. Nie jesteśmy jednak przeciętni.
Informacja, że może zawierać śladowe ilości glutenu, względnie, że w zakładzie wykorzystywane są zboża zawierające gluten oznacza ni mniej ni więcej, że tegoż czegoś nie kupimy. Dlaczego? Bo to eksperyment. Może glutenu równie dobrze w nim nie być, a może być. Niestety, pal licho ból brzucha (wiem, mnie łatwo, nie mnie by bolał), ale Terrorysta w żaden sposób nie reaguje już na gluten zewnętrznie. Obrazowo - nie umierał, choć już będąc na diecie przez przypadek obżarł się kaszą jęczmienną, absolutnie zakazaną, bo przesiąkniętą glutenem i nie stało się nic namacalnie, a badanie przeciwciał wykazało nadal potężną ich obecność (zasada ich istnienia jest prosta - przeciwciała są, jeśli występuje czynnik drażniący, tu gluten; nie drażni, nie ma przeciwciał). Ergo cały burdel płonie we flaczkach i łatwo nieświadomie szkodzić. Po co szkodzić? Profilaktycznie unikamy więc każdego możliwego zagrożenia.
A teraz do brzegu. Na co zwracać uwagę? Jak wiemy odpada mąka pszenna/żytnia/orkiszowa/razowa/pełnoziarnista i z ogólnie dostępnych każda po prostu. Stosujemy uparcie ryżową (przerzucam się na mielenie ryżu po siurpryzie dotychczasowej, gdy na stale kupowanej zauważyłam nagle nowość, że może śladowo), ziemniaczaną, kukurydzianą i tapiokę. Gryczaną sporadycznie, bo wali kaszą niesamowicie i po pierwszym upieczonym bezglutenowym chlebie zbrzydła nam. Jaglaną ostrożnie, bo Terror jest dodatkowo niedoczynnym hashimkiem (ot tarczyca nie do końca zdrowa), a w tym proso jest raczej niewskazane (jak i tofu, soja, kapusta, brokuły, szpinak, rzepa, rzodkiewki, w skrócie tak). Mamy w spiżarce egzotyki typu mąka kokosowa, migdałowa, kasztanowa czy żołędziowa, i sporadycznie ich używamy. Gotowych mieszanek z wiadrem chemii nie stosujemy.
Bezwzględnie odpadają też: słód jęczmienny i wszystko co ma w nazwie słód/słodowy, skrobia modyfikowana/roślinna (i wszystko co w nazwie ma pszenicę/pszenny), maltodekstryna (otrzymywana przez częściową hydrolizę skrobi), maltoza (cukier słodowy) i dekstroza (patrz maltodekstryna, a jaka to skrobia - nie wiadomo, jeśli nie napiszą). Glutaminian sodu to nie to samo, co gluten ;). Aczkolwiek choć dozwolony, to jednak warto go nie nadużywać jednak, niezdrowy jest i podobno jednak śladowo gluten posiadać czasem potrafi.
W każdym razie wierzcie mi, poważnie uszczupla to wszystko dotychczasowe zakupy. Trzeba szukać odpowiedników, sprawdzać, czytać i nie ustawać w wysiłkach. Czasem wpada się na potrzebny produkt przypadkowo.

Nasze sklepy to głównie: Biedronka, Tesco, czasem Lidl, Kaufland, Alma, Auchan i Społem. Dlaczego dwa pierwsze? Mamy blisko :), ale głównie dlatego, że ich produkty są świetnie opisane pod kątem alergenów. Coraz częściej zresztą alergeny są pogrubiane i wypisywane pod właściwym składem. Tak dla ułatwienia. Częstokroć mięso w osiedlowych, a warzywa/owoce w warzywniaczku po drodze z pracy.

Knajpy są w Olsztynie sprawdzone przez nas, ale z takich ogólnodostępnych:
- Green Way zazwyczaj (takie wiecie wege…., zazwyczaj opisane mają co i jak);
- Grycany lodziarnie oczywiście nieciasteczkowe gałki, aczkolwiek pamiętajmy, że jednymi gałkownicami gałkują, więc się ten gluten z ciasteczkowych lodów przenosić może;
- warto przeszperać pokłady Internetu i poszukać w opisach restauracji – sporo tego teraz, zachęcam do przyjrzenia się projektowi „Menu bez glutenu”;
- w McDonaldach rzekomo frytki i lody, napoje gazowane, soki i sałatkę Grilowany Kurczak Premium z każdym sosem może cielaczek skubnąć.

Blogi, które na początku ratowały w nierównej walce z przyzwyczajeniami znajdziecie. Internety od tego puchną ostatnio. 

Przy okazji hrabia zabierając młodzież na rejs zrobił riserdż w żywności liofilizowanej. Istnieje coś takiego – gotowe dania, które zalewa się tylko wrzątkiem – koszt do 50 zł.