Wydarł się telefon. Dziedzic na linii.
- Kartkę mam na wycieczkę.
- Zgodę - uściśliłam domyślnie.
- Niech będzie. Trzeba wpłacić zaliczkę - zawiesił głos.
- Zgoda - podliczyłam zasoby.
- Do środy...
- Jeśli trzeba.
- Ogrody będziemy oglądać. OGRODY jakieś.
- Myhy... - mruknęłam zachęcająco.
- W jakimś mieście z ciasta.
- Słynącym z ciastek, a dokładniej pierników - dopowiedziałam uprzejmie.
- Nie jadę.
- Założysz się?
- Cholera. Pojadę, jak pojedziesz z nami. Tylko wtedy.
- Założysz się? Tymi ustami matkę całujesz? Swoją drogą, jaki dzieciak nie chce jechać na wycieczkę szkolną? Na pewno mój jesteś?
- Ja nie żartuję.
- A to jest naruszenie artykułu kodeksu karnego. Szantaż. Byłeś już w takich ogrodach?
- W jakich?
- W takich, tamtych? Ja nie. Pojedziesz. Opowiesz mi czy warto.
- Bosze. Dobra.