10 lutego 2014

De revolutionibus orbium coelestium



Wczoraj
Terroryściny standard... Wieczór. Szare komórki zwolniłam ze stanowisk, dzieć w łóżku.
- Mamo, co to jest system?
Mózg paruje, szczególnie po turnieju. Jak się czasem zdarza - niekoniecznie właściwie. Słowniki poza zasięgiem, a dokładniej nie chciało mi się ruszyć tyłka i wspiąć po odpowiedni tom.
- Otóż system to zbiór zasad, reguł jakiegoś działania, względnie funkcjonowania czegoś.
Chwila ciszy dawała nadzieję, że się udało.
Płonną.
- W Gwiezdnych Wojnach na swoje planety mówili systemy.... - znaczące zawieszenie głosu.
Boże Przenajświętszy, co to ten system planetarny jest? Za cholerę nie pasuje przedstawiona definicja, wyjścia są dwa zatem:
a. - strzeliłam sobie w kolano najpierw mu odpowiadając, a dopiero potem musząc dopasować definicję do kontekstu (stałe działanie potwora - pyta fragmentarycznie, po czym podaje konkretny kontekst, w obliczu którego podana odpowiedź jest o kant d.upy potłuc);
b. - podałam błędną definicję (nieczęsto, ale się zdarza).

Wikipedia (zadek nadal mi ciążył) bezlitośnie obnażyła matczyną ignorancję.
- Młody. System to zbiór elementów, czyli w przypadku kosmicznym to grupa planet.
- Aha. Tak myślałem.

Dnia dzisiejszego natomiast
Krucjata olsztyńska z afgańskim hrabią w tle.
- Patrz Księżyc!
- Zgadza się.
- Dlaczego on jest już na niebie, jak jeszcze słońce nie zaszło?
- Wzeszedł wcześniej, zapewne zawsze wschodzi, tylko na przykład latem słonko świeci tak jasno i długo, że go nie widać.
- Księżyc jest Arabem.
- Kim jest?! Ale dlaczego akurat Arabem?
- Bo jest przeciwnikiem, walczy ze Słońcem o dominację na niebie.