20 lutego 2017

„Survival dla wierzących w obliczu końca czasów” - taka książka jest, serio.

Rehabilitacji dziedzic osobliwie nie ma pod nosem. Wymaga dotarcia i powrotu. Niezależnie od pogody. A dziś ta ostatnia dosłownie olała kooperację. Rzęsiście. Miasto wojewódzkie dysponuje komunikacją publiczną. I za każdym jednym razem pada wtedy:
- Gdzie byśmy byli teraz? 
Tym razem lody okazały się nie bez powodu na czerwono na liście zakazanej spożywki, więc rozpaczliwie dryfowałam w oparach ataku, gdyż się ich oczywiście obżarłam nieprzyzwoicie i mi się ironia włączyła.
- Teraz... teraz to myślę, że planowałabym dramatyczne zejście śmiertelne płacząc, że oto umrę w tej powodzi, a wiatr rozszarpie moje zwłoki. Podejrzewam, że ciągnąłbyś mnie za nogę - Roztaczałam czarowne wizje.
Spojrzał na mnie w zamyśleniu. 
"Pojął" - pomyślałam w zdumieniu, gdy...
- Mogłoby tak być...
Po czym na dobicie:
- Uważaj. Wypuściłem pierdka. Chciałem, żeby było tak filmowo...
Po drugiej stronie właśnie opuszczonego pojazdu temat uznałam za zamknięty. Co oznacza "filmowo" będzie mi dane jeszcze się dowiedzieć. Daję sobie uciąć wszystkie odstające części ciała. Ale może jednak nie dziś. 


KOMENTARZE