Kiedy w leniwą niedzielę lenistwo staje się pomysłem na wychowanie pełnosprawnej jednostki samodzielnej, coraz zresztą częściej:
- Mamo, mamo, mamusiu. Zrobisz mi śniadanie?
Z westchnieniem drapnęłam gojący się brzuch.
- Jakoś nie. Widzisz, współtworzysz skomplikowane potrawy obiadowe, a nie potrafisz namierzyć miski, płatków i mleka? Stary, no, litości proszę.
- Mamo... - trzepnął rzęsą. Drugi raz. Zamotylkował obiema, dla efektu. I kontrolnie raz jeszcze. I...
- Uuuuuu - zgramolił się z kanapy - Tym razem moja powalająca uroda na nią nie podziałała.
Cóż rzec. Namierzył, połączył prawidłowo, zjadł, do zlewu odniósł. Może w przyszłości nie umrze na etapie śniadania.