12 lutego 2017

W domu rodzinnym, wielopokoleniowym

- Dziecko, co Ty tu kroisz? - zainteresowała się z nagła moja osobista matka po przydybaniu mnie nad deską z nożem.
Włączyłam na obliczu niewinność plus sto i niepewnie przestąpiłam z nogi na nogę.
- Cebulę. Ale... Tylko.... - motałam się w zeznaniach świadoma popełnianego błędu.
- Chryste! Nie możesz przecież. Szwy Ci się rozejdą. Masz cały środek pocięty. No bój się Boga, no.
- Jedno piórko... - skomlałam śliniąc się na myśl o delicjach w kuchennej szafce. Też zakazanych.
Gdybym miała trochę godności, a wzrok mógł zabijać byłabym foremną kupką popiołu, kiedy...
- Dziecko! A gdzie Ty suniesz? - zainteresowałam się tym razem ja.
- Bułkę bym sobie może zjadł...
Święte oburzenie przytkało mi i tak płytki dech.
- Jesu! Nie możesz przecież! No co Ty... - złowiłam spojrzenie młodocianego bazyliszka.

Matko, jakie to przemądrzałe jest...
#genówniewypłuczesz