Wczoraj w planach byli „blogerzy by night” (ma się ten poślizg w
relacjonowaniu). Po borsuczemu kisimy blade tyłki nad chmurami, to wyjdziemy
"do knajpy", jak raczył przybytek określić Terrorysta. Też se matka
fanaberie wymyśliła.
Zanim jednak dotarliśmy...
Rankiem Całodobowy dowiedział się
(i matka jego), że konkursował się będzie w ramach poprawnej polszczyzny na co
dzień.
- Ale, że co?
- Że na konkurs idziesz - nie
zaczyna się zdania od "że".
- Oj, to jest kiepski pomysł.
- Dlaczego? Obejrzymy testy,
poćwiczymy. Będzie git.
- A co tam na tym teście trzeba?
- Trochę poczytać, trochę popisać.
- Matko! Przecież ja nie umiem
czytać, a piszę słabo. Krzywo i w ogóle.
- Jak nie czytasz, jak czytasz?
- To taki trochę blef. Zapamiętuję
wyraz i mądrze wyglądam.
Szkoła rulez... Chiński system:
słowo=znak.
Po południu młodociany
przestępca zaprezentował kolejną uwagę traktującą o niesłuchaniu poleceń
nauczyciela. Się matce zagotowało nie powie gdzie co, bo się nie będzie
wyrażać. Wyraziła swoje zdanie, pouczyła i poinformowała, że kryć recydywisty
nie będzie, zatem "cycaty" ojciec się dowie, bo niech wie i za jakie
grzechy w pojedynkę ma matka siwieć. Potomek zbystrzał i tonem upomnienia
zauważył:
- Jasne. Straszcie mnie bardziej.
Będę więcej płakał, jak mi nie wyjdzie próbowanie bycia grzecznym.
Matkę szlag trafił w tle. Wieczór
zapowiadał się rozkosznie.
Sytuację uratowało towarzystwo.
Apodyktyczna matka pławiła się w zainteresowaniu swoimi zainteresowaniami, a
dziecko penetrowało samopas najdalsze krańce "knajpy". Coli w
oldschoolowej butelce nie dopiło. Jakby miło nie było, rzeczywistość skrzeczy.
Utensylia okularników zebrane, czas wracać, ale cola niedopita. Matka raczej
słabo zorientowana w temacie wynoszenia butelek nieśmiało zauważa, że zabrać
nie można, na co paszczur przez pół przybytku wydarł piegowaty ryjec:
- Proszę pani, czy ja mogę zabrać
tę colę? Tak? Zabieraj!
W obliczu takiego wystąpienia zgodę
kelnerki rzecz jasna wyraziły.
Od jakiegoś czasu analizuję fakty.
Pojawia się myśl, że miniatura samca zachowuje oprogramowanie pełnej wersji.
Gawędziarz-filozof niewspółmierny do zasług, pozorowanie inteligencji level
high, do tego zapach stóp ewidentnie męski, skarpetki i slipy rozpiżdża po
kątach koncertowo, niepoproszony dobitnie nie odniesie naczyń do zlewu, cyklon
B to "perfuma" przy jego "z dwojga złego lepiej tą stroną",
umiera na przeziębienie i ogląda się za nieletnimi blondynami...