17 października 2013

Nocne Polaków rozmowy



Wczoraj w planach byli „blogerzy by night” (ma się ten poślizg w relacjonowaniu). Po borsuczemu kisimy blade tyłki nad chmurami, to wyjdziemy "do knajpy", jak raczył przybytek określić Terrorysta. Też se matka fanaberie wymyśliła.
Zanim jednak dotarliśmy...
Rankiem Całodobowy dowiedział się (i matka jego), że konkursował się będzie w ramach poprawnej polszczyzny na co dzień.
- Ale, że co?
- Że na konkurs idziesz - nie zaczyna się zdania od "że".
- Oj, to jest kiepski pomysł.
- Dlaczego? Obejrzymy testy, poćwiczymy. Będzie git.
- A co tam na tym teście trzeba?
- Trochę poczytać, trochę popisać.
- Matko! Przecież ja nie umiem czytać, a piszę słabo. Krzywo i w ogóle.
- Jak nie czytasz, jak czytasz?
- To taki trochę blef. Zapamiętuję wyraz i mądrze wyglądam.
Szkoła rulez... Chiński system: słowo=znak.

Po południu młodociany przestępca zaprezentował kolejną uwagę traktującą o niesłuchaniu poleceń nauczyciela. Się matce zagotowało nie powie gdzie co, bo się nie będzie wyrażać. Wyraziła swoje zdanie, pouczyła i poinformowała, że kryć recydywisty nie będzie, zatem "cycaty" ojciec się dowie, bo niech wie i za jakie grzechy w pojedynkę ma matka siwieć. Potomek zbystrzał i tonem upomnienia zauważył:
- Jasne. Straszcie mnie bardziej. Będę więcej płakał, jak mi nie wyjdzie próbowanie bycia grzecznym.
Matkę szlag trafił w tle. Wieczór zapowiadał się rozkosznie.

Sytuację uratowało towarzystwo. Apodyktyczna matka pławiła się w zainteresowaniu swoimi zainteresowaniami, a dziecko penetrowało samopas najdalsze krańce "knajpy". Coli w oldschoolowej butelce nie dopiło. Jakby miło nie było, rzeczywistość skrzeczy. Utensylia okularników zebrane, czas wracać, ale cola niedopita. Matka raczej słabo zorientowana w temacie wynoszenia butelek nieśmiało zauważa, że zabrać nie można, na co paszczur przez pół przybytku wydarł piegowaty ryjec:
- Proszę pani, czy ja mogę zabrać tę colę? Tak? Zabieraj!
W obliczu takiego wystąpienia zgodę kelnerki rzecz jasna wyraziły.

Od jakiegoś czasu analizuję fakty. Pojawia się myśl, że miniatura samca zachowuje oprogramowanie pełnej wersji. Gawędziarz-filozof niewspółmierny do zasług, pozorowanie inteligencji level high, do tego zapach stóp ewidentnie męski, skarpetki i slipy rozpiżdża po kątach koncertowo, niepoproszony dobitnie nie odniesie naczyń do zlewu, cyklon B to "perfuma" przy jego "z dwojga złego lepiej tą stroną", umiera na przeziębienie i ogląda się za nieletnimi blondynami...