Wieczorne powroty z domu starszej generacji.
- Szybko! Deszcz pada. Wsiadaj,
wsiadaj. - zapinając pas - Gdzie ten dziadek?
- Bramę poszedł otworzyć. -
rodzicielka walczy ze swoim pasem.
- Oj. Ja się obawiam... Mogę być
szczery?
- Yhm, wal.
- Żeby mu samochód nie zardzewiał.
- Nie rdzewieje się od deszczu -
najpierw powiedziała, a potem pomyślała matka - Tak od razu...
- Taaaak? - uprzejmie zaciekawiło
się dziecko prawdopodobnie z procesem rdzewienia obeznane w toku rozmów wielu z
rodzinnym mechanikiem. - W Normandii czołgi rdzewiały od wody. (Ranek
spędziliśmy oglądając relacje z pancernych walk w Normandii - nigdy nie wiesz,
co raczy zapamiętać, choć tego akurat nie pamiętam.)
Po chwili.
- Zaraz, zaraz. Broń zgubiłem
klonowi. Dziadku, czy możesz włączyć światło? Szukam, szukam... Nie ma. Później
poszukam. Albo zbuduję. Mam tyle części, że zbuduję. Jestem przecież maszynowym
geniuszem.
Należy wdrożyć procedury niwelujące
bujnie rozrastający się narcyzm. Prawdopodobnie trzeba będzie przeprowadzić
dziadkom audyt wewnętrzny...