14 października 2013

To ja, Narcyz się nazywam ♫♪♫



Wieczorne powroty z domu starszej generacji.
- Szybko! Deszcz pada. Wsiadaj, wsiadaj. - zapinając pas - Gdzie ten dziadek?
- Bramę poszedł otworzyć. - rodzicielka walczy ze swoim pasem.
- Oj. Ja się obawiam... Mogę być szczery?
- Yhm, wal.
- Żeby mu samochód nie zardzewiał.
- Nie rdzewieje się od deszczu - najpierw powiedziała, a potem pomyślała matka - Tak od razu...
- Taaaak? - uprzejmie zaciekawiło się dziecko prawdopodobnie z procesem rdzewienia obeznane w toku rozmów wielu z rodzinnym mechanikiem. - W Normandii czołgi rdzewiały od wody. (Ranek spędziliśmy oglądając relacje z pancernych walk w Normandii - nigdy nie wiesz, co raczy zapamiętać, choć tego akurat nie pamiętam.)
Po chwili.
- Zaraz, zaraz. Broń zgubiłem klonowi. Dziadku, czy możesz włączyć światło? Szukam, szukam... Nie ma. Później poszukam. Albo zbuduję. Mam tyle części, że zbuduję. Jestem przecież maszynowym geniuszem.

Należy wdrożyć procedury niwelujące bujnie rozrastający się narcyzm. Prawdopodobnie trzeba będzie przeprowadzić dziadkom audyt wewnętrzny...