Wieczorem:
- Mamo! Mamooooo! Skończyłem! Do
diabła z tą kobietą. Mamo! Co robisz? Chodź!
- Patrzę na ubrania, które
zostawiłeś (w myślach dodałam "pizgnięte") na kanapie.
Nabzdyczona królewna przyszła,
czyniąc wymówki.
- Nie przyszłaś, a mnie od czekania
zdrętwiały nogi.
- No błagam, sam się podcieraj. A
teraz ubrania do pralki i myć zęby.
I oto nastąpił moment, w którym
miałam wewnętrznie zbaranieć i się zagotować.
- Oświadczam, że nie jestem już
dzieckiem i nie dam się rozstawiać po kątach.
Warknięcie na wysokości tonu grobowej sugerowało, że należy oddalić się w
podskokach wraz z odzieżą. Dziecko sugestię odebrało prawidłowo, przepisowe
minuty później charcząc przy szorowaniu paszczy.