Kontakt międzysamczy w domu naszym
jest na poziomie niepedagogicznie wirtualnym, choć pedagogicznie stałym.
Rozmowy toczą się więc stechnizowane i zawsze zaczynają standardowym: Jak minął
dzień?
Terrorysta zawsze natomiast jest
wstępnie wyłączony, rutynowo mechaniczny, chyba że jest jakaś superhiper wieść
in plus względnie in minus. Bez takiej opowieści bez bomby nie ruszysz, a
rozmówca zazwyczaj nie dysponuje nawet granatem.
Hrabia się coweekendowo tłucze po
świecie, więc rozmowa tym razem telefoniczna.
- Cześć Wojtku. I jak minęła
niedziela?
- Niedziela? Eeee, niedziela. Nie
wiem, jak minęła. Moment... - konspiracyjny szept młodego człowieka w panice
dyszącego mi nad głową - Mamo, kiedy była niedziela i co robiliśmy?
Musiałam zebrać myśli.
- Tak jakby dziś jest niedziela...
No jak to , co robiliśmy? Przecież...
- No właśnie! Co to za pytania są!
- nadal dramatycznym szeptem.
Jakoś ostatecznie doszli do
porozumienia i nawiązał się względny kontakt. Za to po odłożeniu słuchawki
okazało się, że kontakt był mocno powierzchowny, bo młodzieniec w trakcie
konwersacji prowadził wewnątrzczaszkową analizę zupełnie innego wątku...
- Pamiętasz ten sen o babie, która
mnie żarła?
- Pamiętasz.
- Chyba nie będę miał dzieci.
- Ale....hm?
- Mam alergie na kobiety!
- Ale .... dlaczego?
- Na pewno snową. Mój organizm jest
nieodporny na kobiety.
- To jeszcze rozumiem. Ale dlaczego
dzieci? Co one mają do Twojej nietolerancji?
- Przecież, żebym miał dzieci
musiałbym się spotykać z kobietami.
- Zakładam, że z jedną tylko.
- A ja nie mogę. Uczulony jestem.
Masz ci babo placek.