02 października 2013

Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba ...



Tym razem raczej seria "Ciężkie życie syna matki swojej". Na przejściu:
- Można przejść? - matka do potomka (poranna wisłostrada na Północy)
- Nie można.
- A teraz? - podchwytliwie (na dwupasmówce jedno miłe się zatrzymało, drugie równolegle popylało obojętne na obecność ewentualnych pieszych na pasach)
- Można - z ulgą.
- Nie można. - z westchnieniem.
Za przejściem:
- Są tylko trzy przypadki, kiedy można skorzystać z przejścia bez uszczerbku na zdrowiu - kiedy jest zupełnie pusto na jezdni, kiedy w s z y s t k i e samochody stoją, względnie kiedy są tak daleko, że można przejść bezpiecznie. Słuchamy? - sugestywnie potrząsając trzymanym rąsiem, któregoż to rąsia właściciel raczył był nie słuchać kontemplując stadko gołębi.
- Słuchamy - bąknął gładko dowodząc absolutnego pokrewieństwa z osobistym ojcem.
- Aha. A co powiedziałam ostatnie?
- Hmmm - oderwało się dziecię od stadka ratując tym samym szyjny odcinek kręgosłupa od obrotu o 180 stopni (stadko dreptało w jednym miejscu, a my się jednak poruszaliśmy w przód) - Powiedziałaś, że są tylko trzy przypadki, kiedy można przejść przez drogę. - z ulgą.
- Zgadza się....
Uśmiech sugerujący zadowolenie z wybrnięcia.
- ...na początku. Co powiedziałam ostatnie, brzmiało pytanie. Z naciskiem na "ostatnie".
Nie poszło.
- Eeee.....uhhmmmm....
- Aha. czyli nie słuchaliśmy? Kto nie umie, a umieć powinien?
- Ja...
- To komu możliwe, że tłumaczę?
- Mi...
- Mnie - odruchowo
- Wybacz, ale przyglądałem się tej białej gołębicy.
- Aaa, to luz. I że pomoże przechodzić? To jest pomysł. Rozważyłabym jednak zacieśnienie więzi. Leć, zaprzyjaźnij się. - tonem śmiertelnie poważnym, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że lodowato...
Potomek przystanął wyraźnie skonfundowany.
- Ale...., to taki żart, tak?
- Niee, skąd... Zalecałabym tylko zagęszczenie ruchów, bo nieznacznie, ale jednak mi się spieszy.
- Chodź - westchnęła z rezygnacją latorośl otrząsając się z wytrzeszczu - Wymyśliła...